niedziela, 13 czerwca 2010
Kiełkuję!
Dziś, w ramach odpoczynku od polityki, będzie o kulinariach.
Od Wielkanocy nieprzerwanie mam w domu hodowlę kiełków. Teściowie, jako przeciętna polska rodzina, hodowała dotąd rzeżuchę na Wielkanoc i nie wyobrażała sobie, że można hodować rzeżuchę w innym czasie, a żeby hodować coś innego? Niemożliwe! Ponieważ jednak rzeżuchy posiałam bardzo dużo, zjadanie zielonego zajęło dużo więcej czasu niż jedno śniadanie wielkanocne, i tak zostało.
Po co w ogóle są kiełki? Są do wszystkiego. Zjadane na surowo dają bombę witaminowo-mineralną. To jest jak z jajkami: jeśli kurczak w jajku odżywia się zóltkiem, to oznacza, że jest zdrowe i należy je jeść. A poza tym są naprawdę pyszne i łatwe w hodowli. Nie ma sensu kupować paczkowanych kiełów w supermarkecie, skoro mozna je wyhodować dużo taniej w domu!
1. Kupujemy nasiona. W tym celu udajemy się do kwiaciarni lub sklepu ze zdrową żywnością. Paczka nasion rzeżuchy to koszt ok. złotówki. Paczka nasion brokuła to ok. 1,20 zł. Najlepiej od razu kupić zapas 20 różnych torebek, bo hodowla znika w brzuchach domowników w tempie zastraszającym.
2. Zakładamy hodowlę. W tym celu anektujemy niezbyt nasłoneczniony parapet oraz duży talerz, który wykładamy mokrymi ręcznikami kuchennymi bez nadruków, watą lub ligniną. Wysiewamy rzezuchę i podlewamy codziennie. W ten sam sposób można hodować rukolę. Brokuły czy rzodkiewkę hodujemy w słoiku. Wsypujemy do słoika po dzemie paczkę nasion i zalewamy na noc wodą. Na wierzch kładziemy gazę i przymocowujemy gumką. Rano odlewamy wodę, zalewamy jeszcze raz i czekamy, az puszą malutkie korzonki. Wtedy odlewamy wodę i wstawiamy słoik do miski, tak, by słoik był do góry dnem pod kątem ok. 45 stopni - chodzi o to, by nadmiar wody sobie wypływał. Przelewamy wodą mineralną lub przefiltrowaną 2 razy dziennie. Uwaga - słoik po dzemie 300 g to absolutne minimum, nawet jesli się wydaje ze nasionka zajmują zaledwie połowę dna. Sami zobaczycie :)
3. Zjadamy kiełki. Kiełki mozna zjadać na kanapce, posypać nimi ziemniaki zamiast koperkiem, dodawać do mięsa, wmieszać do gulaszu czy sałatki, wrzucić do zupy tuz przed podaniem, a nawet wrzucić do nadzienia pieczeni czy posypać nimi rybę w trakcie pieczenia. Nadają się do wszystkiego (no, moze poza słodyczami!). Oczywiście kazda roślina ma nieco inny smak, np. rzezucha jest lekko pieprzna, rukola ma słodko-pikantny posmak, rzodkiewka jest mocno piekąca i jeśli uzyjemy jej do jakiejś potrawy, nie musimy dodawać ani pieprzu, ani chili. Z kiełków mozna zrobić tez znakomity sos do młodych ziemniaków i spaghetti. Bierzemy garść kiełków, trochę świezej bazylii (ale niekoniencznie, jeśli ktoś nie ma w doniczce), siekamy, wrzucamy do miseczki, podlewamy oliwą z oliwek lub olejem lnianym, doprawiamy mielonym lub świezo utartym imbirem, ewentualnie pieprzem, dorzucamy trochę drobno posiekanego czosnku, mieszamy i wstawiamy do lodówki, by się przegryzło. Można tez - uwaga, proszę pań! - zrobić z rzezuchy świetną płukankę wzmacniającą do włosów (garść rzezuchy gotujemy i taką wodą płuczemy włosy, obwiązujemy ręcznikiem i płuczemy jeszcze raz gdzieś po godzinie juz zwykłą wodą). Mozna tez zrobić maseczkę do twarzy(garść rzezuchy miksujemy dodając, w zalezności od potrzeb skóry, sok z cytryny lub odrobinę oliwy z oliwek i taką papką smarujemy twarz, spłukujemy po 10 minutach). Zresztą samo zjadanie kiełków znakomicie wpływa na stan skóry i włosów (rzezucha ma mnóstwo biosiarki). Kiełki zapobiegają nowotworom, poprawiają trawienie, wzmacniają odporność. Czyli - tańczą, śpiewają i stepują! :)
To co? Kiełkujemy? :)
czwartek, 3 czerwca 2010
Niecompetencia vulgaris
Jak czegoś nie wiem, to pytam mądrzejszych od siebie. Wydawać by się mogło, że ta zasada jest wpajana wszystkim, także urzędnikom. Niestety, wśród urzędników krąży straszliwy wirus o nazwie Niecompetencia vulgaris. Wirus nie jest śmiertelny dla nosiciela, ale powoduje znaczne uszkodzenia w funkcjonowaniu mózgu. Atak tej ciężkiej i groźnej dla otoczenia choroby właśnie przeżywają wojewoda kujawsko-pomorski oraz tamtejszy szef RDOŚ, a zarazili się najprawdopodobniej od posła PSL Józefa Ranickiego i od ministra Jerzego Millera, który niedawno publicznie o spowodowanie powodzi oskarżył bobry. Owa wypowiedź jest wystarczającym objawem wskazującym na zakażenie wirusem.
Bobry w kujawsko-pomorskiem mają być odstrzeliwane wzdłuż Wisły, bo drążą nory i niszczą wały. Ponieważ jedynym lekarstwem na Niecompetencia vulgaris jest edukacja lub dymisja, zanim podpiszę petycję o odwołanie wyżeżj wymienionych podrzucę garść informacji tymże.
1. Bóbr, jak każde zwierzę, nie jest idiotą. Nie osiedla się tam, gdzie są ludzie i gdzie są prowadzone jakiekolwiek prace. Jeśli wykopał norę w wale, to oznacza, że ludzie tam nie zaglądają, a więc nie konserwują wału.
2. Bóbr najbardziej lubi rozlewiska. Zwykle buduje sobie żeremie, a nie kopie norę.
3. Jeśli już bóbr kopie norę, to tuż pod lustrem wody. A to oznacza, że wał jest tuż przy wodzie, a więc nie spełnia swojej roli.
4.Bóbr żyje w rodzinach. Jeśli się je przestraszy zabijając jednego członka rodziny, reszta się rozbiegnie i zacznie zakładać nowe rodziny i wykopie więcej dziur w źle zbudowanych i źle konserwowanych wałach.
5 Zdecydowaną większość nor w wałach wykopują nie bobry, ale piżmaki, nornice, a nawet szczury. Na to wszystko razem nie da się polować. Jedyną metodą pozbycia się wymmienionych lokatorów z wałow jest ich solidna konserwacja.
Ponieważ jednak powyższe nijak nie dociera do urzędników, najpewniej stan chorobowy wywołany przez Niecompetencia vulgaris osiągnął takie stadium, że jedynym rozwiązaniem pozostaje natychmiastowa dymisja.
środa, 2 czerwca 2010
Dawać oryginały!
"Gazeta Wyborcza" uparcie lansuje tezę o winie Lecha Kaczyńskiego. Cytuje przy tym "Rassijskają Gazietę", w której można znaleźć tekst taką tezę stawiający. "Rassijskaja Gazieta", przypominam, jest gazetą rządową, a na czele rządu Federacji Rosyjskiej stoi szef komisji do zbadania katastrofy - Władimir Putin. W miarę inteligentny czytelnik zrozumie szybko, o co chodzi. Dziennikarze "Gazety Wyborczej" po raz kolejny udowadniają, ze albo nie sa inteligentni, albo nie chcą być.
Rzecz jasna, "Gazeta Wyborcza" nie podejmuje wątku, na który zwrócił uwagę Rybitzky i Łukasz Warzecha - dlaczego samolot był odchylony od osi pasa i dlaczego wobec tego wieża informowała pilotów, że są na właściwej ściezce? I dlaczego nagle samolot zaczął tracić wysokość? I skąd, do cholery, od razu Rosjanie wiedzeli, ze na pokładzie nie było zadnej awarii?
Jak słusznie zauważył jeden z pilotów w TVN24, stenogramy powiedziały nam niewiele, poza tym, że wbrew zapewnieniom piloci na koniec wcale się nie modlili, a co więcej - uwaga! - nie tylko świetnie znali rosyjski, ale też... białoruski! I co ciekawsze, wbrew wywiadowi z facetem z wiezy mieli z nią stały kontakt. Dlatego tak wazne jest, by w końcu do nas trafiły zapisy parametrów lotu. I to w oryginale. Nawet jeśli - jak podaje niezawodna "Gazeta Wyborcza" - miałoby się to odbyć wbrew stanowisku Rosji.
Rzecz jasna, "Gazeta Wyborcza" nie podejmuje wątku, na który zwrócił uwagę Rybitzky i Łukasz Warzecha - dlaczego samolot był odchylony od osi pasa i dlaczego wobec tego wieża informowała pilotów, że są na właściwej ściezce? I dlaczego nagle samolot zaczął tracić wysokość? I skąd, do cholery, od razu Rosjanie wiedzeli, ze na pokładzie nie było zadnej awarii?
Jak słusznie zauważył jeden z pilotów w TVN24, stenogramy powiedziały nam niewiele, poza tym, że wbrew zapewnieniom piloci na koniec wcale się nie modlili, a co więcej - uwaga! - nie tylko świetnie znali rosyjski, ale też... białoruski! I co ciekawsze, wbrew wywiadowi z facetem z wiezy mieli z nią stały kontakt. Dlatego tak wazne jest, by w końcu do nas trafiły zapisy parametrów lotu. I to w oryginale. Nawet jeśli - jak podaje niezawodna "Gazeta Wyborcza" - miałoby się to odbyć wbrew stanowisku Rosji.
Etykiety:
Gazeta Wyborcza,
katastrofa w smoleńsku
Subskrybuj:
Posty (Atom)