czwartek, 23 grudnia 2010

Notatnik filmowy: Jane Eyre




Ekranizacji słynnej powieści Dziwne losy Jane Eyre" Charlotte Bronte było bardzo dużo: za najlepsze uchodzą wersje Roberta Stevensona z 1944 roku (z magnetycznym Orsonem Wellesem i Joan Fontaine) i Franco Zeffirellego z 1996 (z niezrównaną Charlotte Gainsbourg i Wiliamem Hurtem). Na wersje serialowe rzadko zwraca się uwagę: osobiście sądzę, że najlepszy, jak dotąd, jest serial BBC z 2006.

Ruth Wilson, młoda, ale bardzo utalentowana aktorka, udźwignęła trudną rolę, co więcej, chyba jest nawet lepsza od cudownej Fontaine, aktorki przecież legendarnej (wyjaśniam, że Joan Fontaine zagrała główną rolę w rewelacyjnym filmie Alfreda Hitchcocka "Rebecca", opisywanym w moim Notatniku, później zagrała w "Suspicius", za który dostała Oscara; jeśli dalej jej ktoś nie kojarzy, odsyłam do "Przeminęło z wiatrem" i roli jej siostry Olivii de Havilland jako Melanii), jest lepsza też od Gainsbourg. Obie wielkie poprzedniczki wydobywały z niezwykłej postaci Jane Eyre przede wszystkim smutek. Fontaine zdawała się być zalękniona (jak w "Rebecce"), Gainsbourg była nierzeczywista, jak anioł smutku. Wilson - na szczęście - jest inna. Być może to zasługa scenariusza. Serial siłą rzeczy daje więcej czasu na rozwijanie i fabuły, i postaci, jest więc też wierniejszy książce. Tak więc Ruth Wilson pokazuje inne oblicze Jane, a przecież bijące z powieści: jest niespokojna, z tajonym źródłem radości, zwyczajna, a jednocześnie niepospolita. Przyznaję, że taka Jane Eyre podoba mi się bardziej od wiecznie smutnej Gainsbourg.

Uwagę w pierwszym odcinku musi jednak zwrócić Georgie Henley, którą podziwialiśmy jako Łucję w "Księciu Kaspianie" i "Lwie, czarownicy i starej szafie"; pojutrze zaś zobaczymy ją w trzeciej części ekranizacji "Opowieści z Narnii" - "Podróży Wędrowca do Świtu". Młodziutka aktorka jest po prostu wspaniała, równie znakomita jak Anna Paquin z wersji Zeffirellego. Jest oczywiście - znowu - inna; Paquin była w dziecięcym uporze dumna i to dumę przede wszystkim u jej Jane widać, Henley jest jakby mniejsza, bardziej zastraszona, zaciekawiona i dziecinna. Przez to - moim zdaniem - jest bardziej przekonująca.

Jeśli jesteśmy przy Henley, to już w pierwszym odcinku można podziwiać ruch kamery. Zniekształcenia obrazu są celowe i mają podkreślić kruchość dziecka i okrutną potęgę dorosłych - w kolejnych odcinkach zniekształcony obraz będzie przypominał o cierpieniu, jakiego doświadczyła mała Jane.

Ale ja tu o rolach, o kamerze, a tymczasem "Jane Eyre" to absolutna klasyka kina i literatury. Od tego należy zacząć. Może współczesnego widza i czytelnika będzie razić gotyckość tej opowieści, egzaltowane przemowy. Ale taka była epoka, 150 lat temu. Siostra Charlotte Bronte, Emily, stworzyła równie klasyczne "wichrowe Wzgórza", jeszcze bardziej niesamowite i gotyckie, pełne duchów, zjaw i egzaltowanych namiętności. Te opowieści są jednak bardzo wiarygodne. Ludzkie dusze się nie zmieniły. Zmienił się język i czasy - uczucia - nie.

Serial "Jane Eyre" jest więc dobrą propozycją na zimowe wieczory zwłaszcza w czas Bożego Narodzenia. Nie tylko on - warto sięgnąć do innych ekranizacji. Osobiście czekam na najnowszą wersję z Mią Wasikowską. Premiera w przyszłym roku.

wtorek, 14 grudnia 2010

Ludzie honoru i zapomniani sąsiedzi



"Człowiek honoru" niedawno był gościem "Punktu widzenia" na antenie TVP. Pan Redaktor, prowadzący rozmowę, wykazywał głębokie zrozumienie dla generała. Poza kilkoma osobistymi pytaniami właściwie nie zadawał żadnych niewygodnych pytań. Nie reagował na stwierdzenia, ze "groziła interwencja". Pozwolił generałowi mówić, co chciał. Nie zapytał o ofiary. Drugi generał w wywiadzie dla jednego z portali oświadczył ze liczba ofiar stanu wojennego jest "wzięta z sufitu".

Historia Dariusza Bogdana, opisywana tutaj, jest jedną z wielu. Słyszałam historię kobiety, która drukowała dla SW ulotki i którą w końcu aresztowano... razem ze świnką morską. W 1988 roku zarekwirowano jej samochód. Dostała go z powrotem dopiero w 1993, kompletnie zdezelowany, wraz z rachunkiem... Inny działacz dostał na Łąkowej we Wrocławiu taki łomot, że odkleiła mu się siatkówka; pewna dziewczyna, dziś mieszkająca w USA, jeździ na wózku, bo milicjanci przytrzaskiwali jej głowę drzwiami suki.

Czy ktoś tym ludziom powiedział dziękuję? Czy ktoś im zadośćuczynił? Nie; "ludzie honoru są gośćmi waznych mediów i pozwala im się opowiadać, ze są niewinni, pozwala im się z pełnym szacunkiem dla siwych głów potępiać demonstracje na Ikara. Do tych "ludzi honoru" dołącza chór waznych panów publicystów i redaktorów. "Ludzi honoru" nazywa się "powaznymi ekspertami", zaprasza się ich z pompą na wazne zebrania. "Człowieka honoru" broni ten sam pan redaktor, ktory był ofiarą antysemickiej nagonki w 1968 roku, w której uczestniczył "człowiek honoru". Dwóch znanych redaktorów swego czasu posadziło koło siebie mnóstwo "ludzi honoru" i urządziło "sąd" nad pułkownikiem Kuklińskim - w prime time poleciał cały WRON orzekający: "Winny!".

Ofiary "ludzi honoru" żyją daleko od nas, zapomniani. Nie chcą nawet naszej uwagi. Nie chcą poklasku, orderów, przemówień i akademii ku czczi. Nie po to biegali po ulicach z cegłami w ręku i biało-czerwonymi sztandarami.

Czego jednak chcą?

Tego samego, o co walczyli wtedy. Normalnego kraju, sprawiedliwego, gdzie się nie wywraca do góry nogami historii. Jak bardzo muszą być upokorzeni, gdy "ludzie honoru" wygłaszają mowy w telewizji!

Tym bezimiennym ludziom, którzy mieszkają koło nas, tym zapomnianym sąsiadom, warto po prostu, po ludzku, podziękować. Choćby przynosząc pierniki na Święta, wysyłając kartkę z życzeniami.

Niech poczują, że mimo wszystko ktoś o nich pamięta.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Kryminalista i oprawcy




"Jeden z przebywających tam funkcjonariuszy w mundurze oświadczył, że to na powitanie i uderzył mnie w szczękę w ten sposób, że przeleciałem przez stojące obok krzesło. Następnie kopnął mnie kilkakrotnie w plecy oraz żołądek. Zacząłem wymiotować. Wtedy dwóch innych funkcjonariuszy w mundurach, śmiejąc się, wytarli mną wydzieliny, oświadczając, że na milicji musi być ład i porządek. (...) Po każdej odpowiedzi bili mnie pięściami i rękami po twarzy, oświadczając, że i tak stosują ulgę dla małolatów."

Dariusz Bogdan w stanie wojennym miał 15 lat. Drukował podziemna prasę, kolportował wydawnictwa i ulotki. W 1984 roku zgarnęła go milicja za rzucenie w radiowóz słoikiem z czerwoną farbą. Tłukli go 2 tygodnie niemal na okrągło. Stracił częściowo słuch, wzrok, miał złamaną podstawę czaszki, uszkodzony mózg. Nikogo nie wsypał. Dostał wyrok za napaść na funkcjonariusza - rok i 10 miesięcy. Wyszedł po 15 miesiącach, dzięki więziennemu lekarzowi, który działał w podziemiu. Wrócił do struktur podziemnych. W 1987 roku SB porwała go z ulicy i wywiozła do lasu. Kazali kopać grób. Zostawili go samego. Chcieli nastraszyć jego kolegów z redakcji "Szkoły", pisma MKO.
Myślicie, że dostał jakieś odszkodowanie?

Skąd. W 1992 roku Ministerstwo Sprawiedliwości odmówiło rewizji nadzwyczajnej wyroku tłumacząc, ze sąd skazał go sprawiedliwie, a pobicie jest wątpliwe. Dopiero w 2006 IPN uznał, że cięzkie pobicie było zbrodnią komunistyczną. Śledztwo umorzono z powodu niewykrycia sprawców - i to pomimo faktu, że część oprawców Dariusza można odnaleźć dzięki ksiązkom meldunkowym na komendzie przy ul. Grunwaldzkiej we Wroclawiu, gdzie Darek został skatowany. wiadomo, kto był wtedy dzielnicowym. Wiadomo, że dziś ma wysoką emeryturę. Darek pracuje dorywczo. Zyje w biedzie.

"Napaść na funkcjonariusza" znika z akt oskarżonego po 10 latach. Jednak to Darek jest "kryminalistą", a nie ci, którzy mało go nie zabili.


Na zdjęciu Dariusz Bogdan (w ciemnej koszuli) z kolegami, rok 1986.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Nie gada się z bandytami



Jutro o 12 na wrocławskim Rynku koło fontanny
konferencja prasowa Komitetu 39.09 ws. wizyty Dmitrija Miedwiediewa.

sobota, 20 listopada 2010

Zima ptakom niestraszna



Cisza wyborcza. Znakomity czas na uporządkowanie wiedzy niepolitycznej, a potrzebnej i pozytecznej. Meteorolodzy zapowidają śniegi na przyszły tydzień, więc warto pomyśleć juz teraz o naszych sąsiadach - drobnych ptakach.

Wiele razy widuję zimą w parkach próby karmienia ptaków chlebem - pół bochenka, lekko zielonego, dookoła stada gawronów, kawek, kaczek i ptasiej drobnicy. Awantury co chwilę. Efekt: tracą pióra i energię na coś, co im tylko zaszkodzi. Ergo: jak chcesz pokarmić ptaki chlebem, człowieku, to pokrój go w kostkę, i niech, do diabła, nie będzie spleśniały! Ty tez bys takiego nie chciał mieć w brzuszku, prawda?

Jednak gołębie, gawrony i kaczki sobie poradzą. Gorzej - jako ze są mniejsze - mają właśnie drobne ptaki, takie jak wróble, mazurki, sikory i w ogóle drobne łuszczaki.
Co dawać?

Oczywiście niesoloną, świezą słoninę - sikory chętnie jadają zimą tłuszcze. Z tego samego powodu do opakowania po smarowidle do chleba mozna wepchnąć miękki smalec wymieszany z kaszą manną, nasionami (siemię lniane, pestki słonecznika) i powiesić w sąsiedztwie słoniny.

Wróble i mazurki chętniej jedzą ziarna, więc przyda się proso, nasiona oleiste (siemię, słonecznik, ziarna zbóz) wsypane do płaskiego naczynia.

Gdzie takie frykasy jak proso czy zboza kupić? Na wsi nie ma problemu, w mieście mozna co prawda pójść do sklepu zoologicznego i kupić gotowe kule zbozowo-tłuszczowe, ale osobiście mam z nimi złe doświadczenia (bywają po prostu nieświeze). Lepiej iść na targ (w Warszawie np. na Ochocie) i kupić za kilka złotych ziarna. Budzet 20-złotowy wystarczy na bardzo długą zimę.

A gdzie karmić?

Tam, gdzie nie ma wiatru i nie wyrywa ptakowi ziarna z dzioba. Powinno byc na tyle osłonięte, by nie zasypał go śnieg. Ale bez przesady - ptaki nie lubią miejsc, skąd nie ma ucieczki. A krogulec czy kot tez chce jeść. Zostają tez parki, ale nie wszędzie sikorki sa tak oswojone jak w Łazienkach Królewskich, gdzie nawet latem bez problemu mozna stanąć koło krzaków z wyciągniętą ręką i zawsze jakaś przyleci. niech więc to bedzie jakiś zaciszny kąt podwórza czy ogrodu.
A jak juz wszystko będzie gotowe, pozostaje nam cieszyć się urodą ptasią całą zimę i czekać na wiosnę, gdy nasi skrzydlaci przyjaciele uwiją gniazda i zaczną pozerać owady, co zjadają nam marchewkę.


Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istota niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
Lecz nikt nie popiera wróbelka.

Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie do jasnej cholery!

K.I.G.

sobota, 13 listopada 2010

Ohydna hiena



Nie znajduję lepszego słowa niż tytułowe na to, co 11 listopada zorganizowała Gazeta Wyborcza. Mniejsza nawet o głupawą wypowiedź młodzieńca o tym, że "naród" to "pseudowartość". Wygwizdanie manifestacji, zwłaszcza składającej się z bardzo róznych środowisk , śpiewającej Hymn jest ohydne i tyle. Jest jednak rzecz jeszcze bardziej ohydna, na którą GW zareagowała entuzjazmem, a na którą parę osób zwróciło uwagę (w tym ja), jednak chyba niedostatecznie.


Nie wiem, kto wymyslił blokowanie w pasiakach. Naprawdę nie wiem. Ale jakim trzeba być człowiekiem, by przebrać kogoś w pasiaka, założyć mu opaskę z Gwiazdą Dawida i postawić naprzeciwko... kogo? Zbrodniarzy z Auschwitz? Jezeli Seweryn Blumsztajn myśli, że jego teza o tym, jakoby maszerujący 11 listopada mordowali Żydów przejdzie, to ręce mi opadają. Czy Rafał Ziemkiewicz albo Paweł Kukiz zamordował jakiegoś Żyda albo popiera mordowanie Żydów? Mnie, jako z pochodzenia Żydówkę, oburza tzkie stawianie sprawy.

Do Młodzieży Wszechpolskiej mam daleko, z ONRem mi nie po drodze, nie mówiąc już o NOPie, niemniej nazywanie wszystkich biorących udział w Marszu Niepodległości "faszystami" to przegięcie, a sugerowanie, jakoby ci wszyscy ludzie popierali zbrodnie hitleryzmu kwalifikuje się do podania GW do sądu.

Duzi, łysi młodzieńcy wrzeszczący coś o "Wielkiej Polsce Katolickiej" albo z transparentami "Europa dla białych, Afryka dla HIV" są, na szczęście, marginesem tak małym, ze właściwie należałoby na nich machnąć ręką. Wszędzie, w każdym środowisku znajdą sie idioci. Tym idiotom trzeba przypomnieć, ze taki Józef Piłsudski czy Jan Kochanowski nie byli katolikami, a Jasną Górę w czasie Potopu ocalił luteranin. Nie wyobrazam sobie, by któryś z tych młodzieńców z NOP trafił kiedykolwiek do parlamentu. Natomiast to, co wyprawia GW, jast duzo groźniejsze. Seweryn Blumsztajn nie jest idiotą. Jest cynikiem.

Jezeli Gazeta Wyborcza do celów politycznych wykorzystuje Holocaust, to jest to gorzej niz ohydne. Jeśli jednak, jak podejrzewam, wykorzystuje tragedię milionów Polaków, Zydów, Cyganów, homoseksualistów i innych do celów autopromocyjnych, to nalezy jej się Hiena Roku.

piątek, 12 listopada 2010

Amok

Ponieważ nie było mnie w warszawie, mogę jedynie napisać, jak wczorajszy dzień wyglądał we Wrocławiu. O ile rano odbyła się wesoła parada z wojskiem i dziećmi, o tyle prawdziwe przedstawienie odbyło sie wieczorem.

Najpierw pod pręgierzem pojawiła się grupa dużych chłopców z flagami. W tym samym czasie pod Fredrą pan w czerwonym kubraczku z logo GW rozdawał gwizdki. W kolejce po gwizdek stali różni ludzie, w tym... kibole. Najlepiej schodziły czerwone i zielone. W tłumie mignął Frasyniuk, Dutkiewicz i Pinior. Tymczasem pod pręgierzem tłum chłopaków rósł. Na winklu ustawił sie potężny kordon policji.

Gdy chłopcy po przemówieniu mieliruszyć w marszu dookoła Rynku, tłum z gwizdkami natarł na kordon. Gwizdy kontra hymn narodowy, Duzi chłopcy: - To my, to my, Po-la-cy! Gwizdzący: - Precz z faszyzmem! Chłopcy: - Polska wolna od lewactwa! Gwizdki: - Wypierdalać! Czoło pochodu me przed transparentem NOPu szła dziewczyna z kolczykami w wardze, a na czele gwizdków biegla jakaś włochata kobieta wrzeszcząca do policjantów, by przegonić brudasów, bo NOP to prawdziwi Polacy.

Krewki starszy pan w asyście dwóch dużych chłopców poprzez kordon wykrzykiwał do dziewczyn w arafatkach: - Wypierdalać do Izraela! To by wam pasowało, Żydy!
Dziewczyna z dredami: - Skurwysyny nas biją, a policja ich chroni, pojebów!
I tak cały czas, aż do przejścia pod Świdnicką, gdzie kontra urządziła sitting na schodach. Policja dziewczyny ze schodów zgarnęła i NOP mógł sobie maszerować dalej. Jakis pan w oknie kamienicy na trasie: - Faszyści do domu!

Pochód dotarł do pomnika Chrobrego, gdzie anarchistka wdrapała sie na postument i usiłowała zawiesić transparent, co jej nie bardzo wyszło, zresztą zaraz zjawiła sie policja i przegoniła stamtąd gwizdki. Policjant do dziewczyny w arafatce: - Wypierdalaj, głupia cipo!

NOP sobie postał, pogadał i... nic. Rozlazł się, podobnie jak anarchiści. Przy okazji pooglądałam sobie, jak wygląda narodowy strój Polaka: składa się on z glanów, spodni moro, flejersa i opaski biało-czerwonej, ewentualnie zielonej ze znaczkiem Falangi. Z drugiej strony strój czytelnika GW składa się z arafatki, okularków, kolorowej bluzy z kapturem - reszta dowolna.

Dialogi na hasła znakomicie ilustrują stan, w jakim sie znaleźliśmy. Ja z NOP nigdy w życiu na marsz nie pójdę (zresztą wcale by nie chceli, bym z nimi szla). Klimaty tego rodzaju nie sa moje, ich wizja świata mi się nie podoba. To NOP wrzeszczał (ale bodajże w Bytomiu): Polska krajem jednej nacji. No cóz. Nie nadaję się na NOPowca. Z kolei GW upiekła pieczeń, wpuszczając czytelników w kanał.

O co chodzi? Otóz dawno temu, gdy powstawał AntiNaziFront, wojna miedzy anarcholami i punkami a naziolami była wojną subkultur. Dzisiaj dzięki GW urosła do rozmiarów wielkiej polityki. GW straszy faszystami, których jest moze w tym towarzystwie garstka, i podpina pod faszyzm np. Ziemkiewicza. Niedługo GW ogłosi, że kazdy niosący 11 listopada flagę jest faszystą. Do wojny z rzekomym faszyzmem GW uzyła broni wyjątkowo ohydnej: przebrała część blokujących w Warszawie w pasiaki. Gdy pod krzyzem na Krakowskim ludzie sie modlili to było to wykorzystywanie krzyza do celów politycznych, a blokowanie legalnej manifestacji pasiakiem absolutnie nie jest wykorzystywaniem Holocaustu.

Kochani, którzy szliście w marszach: i wy, i zaarafatkowana młodziez jesteście marionetkami. GW bez was, bez waszych kłótni, bez waszych agresywnych słów nie istnieje.

Nie istnieje bez was, którzy wyzwiecie swego przeciwnika (albo całkiem przypadkową osobę) od Żydów, bez was, którzy coś ględzicie o Polakach-katolikach. I bez zapłakanych dziewczyn w arafatkach, które czytają tylko GW i naprawdę niewiele z polityki kumają. Wszyscy tkwimy w wyrezyserowanym amoku.
Mi jest naprawdę zal naszej biednej Ojczyzny.

sobota, 30 października 2010

O wyższości pańskiej skórki nad warzywem




I znowu to samo. Włączam radio, a tam pan spikier oświadcza, ze "zgodnie z tradycją wszyscy dziś drazą dynie". Ze jak? Wystawy sklepowe gdzieniegdzie poprzystrajano dyniami. W gazetkach dla gospodyń domowych, rzecz jasna, o dyniach: ciasto dyniowe, dekoracje z dyni, zupa dyniowa. Synek przyjaciółki pewnie znowu od września hodował dynię, a córki koleżanki gorączkowo szukają czarnych płaszczy i podkradają mamie szminkę, by przebrać się za czarownice i pobiegać po osiedlu z dynią. Czy wiedzą państwo juz, jak się czuł biedny robaczek z wiersza Brzechwy, który miał dosyć jabłek?
Cucurbita pepo to warzywo zdrowe - zawiera sporo tłuszczów nienasyconych. Dzień jednak, w którym Amerykanie z braku rzepy zaczęli na Halloween drązyć dynie, jest jednym z najgorszych dni w historii ludzkości. Do Irlandczyków o rzepę pretensji nie mam. Ale po jaką cholerę wujek sam mi teraz wciska szczerbatą dynię (poza celem merkantylnym) nie wiem. W każdym razie mi niedobrze. Najgorzej, gdy dynia jest w zestawie z nietoperzami (milutkie i pozyteczne ssaki), kościotrupami (brrrr) i czarownicą (redaktorze Terlikowski! do boju!).
Owszem. Jest jakieś szaleństwo w tym polskim bieganiu na cmentarze, szorowaniu nagrobków, układaniu stosów okropnych, plastikowych kwiatków, i kłótni przy cmentarnej bramie z ciotką, którą ostatnio widziano równo rok wcześniej. Ale nic nie moze zastąpić pańskiej skórki sprzedawanej pod bramą św. Honoraty na Starych Powązkach. Ani tej atmosfery zadumy, gdy spogląda sie na płytę z datą śmierci 1814. Albo 1920. Albo 1944...
Jezeli ktoś z PT. czytelników będzie tam w poniedziałek, poproszę o jedną pańską skórkę. Żadnych obwarzanków - to zdaje się pomysły krakowskie. Nie życzę sobie zadnych pozdrowień na maila ze zdjęciem dyni czy innego kościotrupa. Wierzę, ze nasze Wszystkich Świętych nie da się Halołinowi. Nie, nie da rady. Na Białorusi do dziś na cmentarze nosi się jabłka - takie echo Dziadów. Tam tez o Halołinie nikt nie myśli.
Czego wszystkim zyczę.


Więc żadnych nie ma duchów?
Świat ten jest bez duszy?
Żyje, lecz żyje tylko jak kościotrup nagi,
Który lekarz tajemną sprężyną rozruszy;

Bo słuchajcie i zważcie na siebie,
Że według bożego rozkazu:
Kto za życia choć raz był w niebie;
Ten po śmierci nie trafi od razu.

wtorek, 19 października 2010

Nie mam juz zludzen

Zludzenia co do tego, ze cos moze w Polsce sie w koncu zmienic, powinny we mnie prysnac kilka dni po tragedii smolenskiej. Wtedy, tego 10 kwietnia, myslalam, w slad za komentatorami, ze moze wszyscy otrzezwiejemy. Niestety. Potem byl krzyz na Krakowskim, brutalne ataki na modlacych sie ludzi, zero pokazywania, ze tam byli nie tylko "obroncy krzyza", czyli katolicy spod znaku Radyja, ale takze Zydzi, muzulmanie, luteranie. Ze wszyscy tam zgromadzeni przez ten krzyz chcieli cos wyrazic, ze ten krzyz byl Znakiem pamieci. Tego jednak - tych rozsadnych glosow, wciaz pelnych bolu po stracie Prezydenta, wspanialych urzednikow panstwowych (takze z TEGO rzadu!), dzialaczy - nie bylo ani w GW, ani w TVN, ani w Dz. W RZ, owszem. Ale Rz to ostatnia duza gazeta piszaca rozsadnie.

Czy ten czlowiek, ktory zabil dzis w Lodzi, byl niezrownowazony, nie wiemy. Od oceny jego poczytalnosci sa psychiatrzy. Niemniej zakladajac jego szalenstwo nie mozna nie zauwazyc, ze nasluchal sie panow Wajdow, Michnikow, Palikotow, Walesow i postanowil zabic kogos z PiS. Nie da sie tego zamiesc pod dywan, chocby panowie Michniki, Wajdowie, Palikotowie, Walesowie bardzo chcieli.

Nie mam jednak zludzen. Mainstream znowu zamiata pod dywan odpowiedzialnosc tych szeroko komentowanych ludzi za smierc czlowieka z biura PiS. Ta smierc jednak - wierze w to gleboko - bedzie sie tym ludziom snic po nocach, w najczarniejszych koszmarach. Bo to oni go zabili slowami.

Nie, nie jestem psychofanka PiSu i Prezesa. Malo tego - uwazam, ze jego dzisiejsza wypowiedz na konferencji prasowej byla nieodpowiednia. Kaczynski czesto przesadza, zbyt czesto uzywa jezyka, ktory obraca sie potem przeciwko niemu. Nie wiem, kto mu pisze przemowienia (pewnie sam to robi), nie wiem, kto mu doradza. W kazdym razie doradza zle. Nie chcialam pisac o jego stanie psychicznym, ale ludzie, zrozumcie - ten czlowiek stracil najblizsza osobe. Trza brac tak zwana poprawke. Ale do kogo ja w ogole mowie? Powinnam mowic do jego doradcow, najblizszego otoczenia. Nic z tego tam nie dotrze, za maly zuczek jestem.

Kiedy pod krzyzem rozgrywaly sie dla nas wszystkich - z rozych powodow - gorszace sceny, napisalam pelen gniewu wpis o tym, ze mainstream i jego wyznawcy postawili nas pod sciana. Nas, obywateli nie wierzacych we wszystko, co powie wszechwladny mainstream. Obywateli w cos tam wierzacych. Obywateli, ktorzy by chieli, by ich zauwazono, ktorzy nie chca byc traktowani jak psychiczne bydlo. Mohery? A gdzie tam. Zwykli ludzie. Niekoniecznie sluchajacy Radyja. Ale czy do wyznawcow mainstreamu cos dociera?

Nie mam zludzen - tu sie nic nie zmieni. Nie licze na zadne otrzezwienie. Czy naprawde jestem jedyna, ktora czuje rosnaca ja wrzod bezsilna wscieklosc? Czy naprawde jestem jedyna, ktora ma tego wszystkiego dosyc? Czy tylko ja coraz czesciej snie o plonacych komitetach?

Postawiliscie nas pod sciana - i zaczeliscie strzelac.

Strzelajcie.

Nas ne podolaty.

Boze, miej nas w opiece

Jestem zbyt wstrzasnieta, by napisac cos dluzszego. Nie moge jednak milczec.

To, co przed chwila wygadywal posel Arlukowicz w TOK FM bylo potworne. Tak potworne, ze nie moge w to uwierzyc. Prowadzacy mowil o kolejnej ofierze smiertelnej, a ten w ogole nie zareagowal, tylko dalej mowil o skandalicznosci wystapienia Kaczynskiego.

Wyobrazam sobie, ze za chwile beda sie pojawiac komentarze roznych publicytow, ktorzy beda smedzic cos o skandalicznosci caloksztaltu dzialan Kaczynskiego. Za chwile jakis posel P. wyskoczy z pytaniem, czy ow szaleniec z nozem nie byl naslany przez Kaczynskiego. Nie ludze sie juz - festiwal nienawisci wobec PiS bedzie trwal. Tak, jak trwa od lat. To my jestesmy bydlo, psychiczni, mohery etc. Kurcze, musze wam cos wobec tego powiedziec: jestem kaczysta, bydlo, psychiczna, moher. No dalej. Przecie macie narzedzia: gazety, telewizje, blogi.

Modle, sie, by Bog mial nas w opiece. Nas i was. Bo nie zapominajcie, ze za poglady mozna zabic kazdego.

poniedziałek, 11 października 2010

Krzyz po holendersku

Pobyt w kraju nad rzeka Amstel jest niezmiernie pouczajacy. Tubylcy dokladnie mnie wypytali o Smolensk i, jak pisalam ostatnio, wyrazili glebokie zdumienie nicnierobieniem polskiego rzadu.

Dzis zainteresowali sie sprawa krzyza pod Palacem Prezydenckim. Po obejrzeniu paru filmikow na youtube (wraz z tlumaczeniem) wyrazili glebokie oburzenie. Dlaczego? Otoz wedle slow znanych mi Holendrow u nich kazdy ma prawo sie modlic. Zawsze. Jakkolwiek. I nikt nie ma prawa mu w tym przeszkadzac. Policjanci bedacy muzulmanami maja prawo do przerwy na modlitwe. Katolicy maja prawo nosic krzyzyki w pracy. Nikomu nic do tego. Chcrzescijanie wszelkich wyznan, muzulmanie, hinduisci i wyznawcy kazdej innej religii moga sie pomodlic na srodku ulicy. Nie wywola to tu zdziwienia.

"Gdyby nasza krolowa zginela w wypadku prawdopodobnie w calym kraju urzadonoby miejsca pamieci i tysiace ludzi by na dowolne sposoby oddawalo jej czesc" - powiedzial mi Walter. -"Pewnie ktos by postawil krzyz. I krzyz mialby prawo sobie stac. No bo komu wlasciwie on przeszkadza? A wy, Polacy, to przeciez katolicy. No to o co chodzi z tymi pijanymi ludzmi?!".

Nie on jeden jest zdumiony. Wszyscy Holendrzy, ktorym opowiadalam o sytuacji z krzyzem, nie mogli uwierzyc w nietolerancje wobec krzyza. W Holandii pijany mlodzieniec sikajacy pod krzyzem zostalby najpewniej zapuszkowany w ciagu kilkudziesieciu minut za okazywanie nietolerancji wobec przedstawicieli grupy wyznaniowej. Pijany mlodzieniec bijacy modlaca sie babcie posiedzialby za nietolerancje wobec jej przekonan i za atak fizyczny.

To jest Holandia. Kraj, w ktorym wiele rzeczy wyglada z polskiej perspektywy co najmniej gorszaco. A jednak tutaj ekscesy antyreligijne alla polacca bylyby po prostu niemozliwe.

sobota, 9 października 2010

Holenderski Smolensk

Z gory przepraszam za brak polskich znakow - ale holenderskie komputry za nic nie chca dostosowac sie do jezyka polskiego. Jestem bowiem w Hadze. Jeszcze nie wiem, jak wyglada, przyjechalismy wczoraj z Amsterdamu, a nie moge nigdzie sie ruszyc. Zwiedzanie Amsterdamu na piechote w niewygodnych butach, z przesunietym szwem od rajstopy bylo.... eeee.... zlym pomyslem. W kazdym razie pecherz na palcu u nogi teraz wyglada jak po wybuchu bomby.

Godzine temu zaprzyjazniony Holender przyszedl z kondolencjami. Minelo pol roku, a Europa pamieta. Holendrzy, rzecz jasna, zupelnie nie orientuja sie w meandrach polskiej polityki - cos tam slyszeli, ze Lech Kaczynski byl nazywany "faszysta", ale Polacy w Holandii go powazali, co dla nich bylo dziwne. Niemniej oni "tez nie lubia komunistow", wiec Kaczynski, jako antykomunista, byl chyba w porzadku.

Kiedy mowie Holendrom, ze znalam czesc Ludzi z tego samolotu, nagle powaznieja (nawet po trawie). Prosza, by im opowiedziec o tych Ludziach. Opowiadam im wiec o Tomaszu, o Stefanie, o Prezydencie. Rozumieja. I wszyscy mowia to samo - w Rosji nikt nie ginie przez przypadek. Bardzo sie dziwia, ze polski rzad oddal Rosjanom sledztwo. "Przeciez to bez sensu" - mowi taki Ronald - "wiadomo, ze nic wam nie powiedza, a Polacy powinni wiedziec lepiej niz my, ze Rosjanie ich oklamuja". Tak mowia Holendrzy, nie nawiedzone babcie spod krzyza. I tlumacza, ze gdyby ich rzad cos takiego zrobil, to po tygodniu mieliby wybory.

Holandia to kraj ledalnej trawy, legalnej prostytucji, wysoko przez Holendrow cenionej wolnosci. Jednoczesnie oni, podobnie jak Niemcy czy Norwegowie scisle przestrzegaja prawa, bo je rozumieja. Tu, jesli ktos sie rzuci pod pociag i kolej ma opoznienie, to pasazerow osobiscie przprasza kierownik peronu, a nowy sklad jest podstawiany w 7 minut. W Polsce w takim przypadku jest ogolny balagan, pociag sie spoznia 2 godziny, nikt nic nie wie, a "przepraszam" pasazer uslyszy najwyzej w kolejce do niezyt czystej dworcowej toalety. Ich mentalnosc jest zupelnie inna. I to oni - ci okropni, rozpasani Holendrzy - tlumacza Polakowi, ze polski rzad robi zle - nie dlatego, ze podobno walczy z narkotykami, ze podobno zwalcza prostytucje, ze walka z aborcja jest fikcja. Dlatego, ze oni nigdy by sobie nie pozwolili, zeby w tak waznej sprawie jak sledztwo po katastrofie, w ktorej gina najwazniejsze osoby w kraju, by rzad mogl udawac, ze wszystko jest OK.

Smutne.

sobota, 18 września 2010

Blumsztajn reaktywacja, czyli B = P

Właściwie nie nalezałoby się zajmować redaktorem Blumsztajnem z "Gazety Wyborczej", podobnie jak nie należy zajmować się posłem P. Poseł P., skazany na medialną banicję, obumarłby medialną śmiercią naturalną, gdyż jak rosnąca na moim parapecie rukola czy rzodkiewka potrzebuje wody, tak poseł P. potrzebuje zainteresowania. Z redaktorem B. jest inaczej. Redaktor B. jest zapraszany do studiów telewizyjnych, wygłasza mądre tyrady, gromi nieodpowiedzialnych, co bronią krzyza albo domagają się wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, a przede wszystkim ma stałą mozliwość pisania mądrych artykułów do największej gazety w kraju, którą wszyscy cytują. Dopóki więc wszyscy cytują, to niestety trzeba zajmować się redaktorem B.

Redaktor B. wygłosił na łamach GW wykład o tym, dlaczego koniecznie trzeba podnieść wiek emerytalny. Otóz jego zdaniem to jedyna metoda, by uchronić się przed upamiętniaczami. Pisze redaktor B.:

Upamiętniacze rządzą miastami. Stolicą - powstańcy warszawscy, Krakowem - harcmistrz Jerzy Bukowski, 60-latek, który zjednoczył tam wszystkich kombatantów. I pewnie każde miasto kogoś takiego ma.
No dobrze, ale powstańcy mają już pod osiemdziesiątkę, Bukowski, choć pewnie lubi chodzić w krótkich spodniach, od urodzenia był jeszcze starszy, a tu nadchodzi nowe, groźniejsze pokolenie.
Rozglądam się wokół siebie. Coraz więcej moich przyjaciół z Marca '68, towarzyszy z KOR-u i działaczy "Solidarności" przechodzi na emeryturę. Piszą wspomnienia, nekrologi przyjaciół, występują w telewizji przy wszystkich możliwych rocznicach, organizują historyczne konferencje. Są groźniejsi niż starsze pokolenie i "obrońcy" krzyża: wykształceni, ustosunkowani, pożyją jeszcze długo.


Odnoszę wrazenie, ze redaktor B. w zyciu nie widział na oczy zadnego Powstańca, ale mniejsza o to. Nie od dziś jego koledzy z redakcji piszą o rzeczach, o których nie mają pojęcia. Redaktor B. bardzo by chciał, zeby Powstańców Warszawskich kostucha zabrała, bo on juz nie moze patrzeć na kolejne skwerki imienia AK. Najwyraźniej w ogóle zdaniem redaktora B. to skandal, że było jakieś Powstanie. No, po prostu potworność. Zwłaszcza, ze w innym swoim tekście redaktor B. oburzał się na rekonstruktorów - jakim prawem przebierają się za esesmanów i straszą dzieci? Bo, oczywiście, redaktor B. popiera upamiętnianie tylko wtedy, gdy jest to pompatyczne (proszę mi wybaczyć, nie mogę znaleźć lepszego określenia) uczczenie ofiar gett i obozów koncentracyjnych (pod warunkiem, że ofiary były pochodzenia żydowskiego - o Cyganach, na przykład, redaktor B. nie wspomina). Ale nie daj Boze, zeby czczić kogoś innego. Jak wiadomo, ofiarami wojny byli wyłącznie Żydzi. I właśnie dlatego Polacy to naród nieucywilizowany, nieodpowiedzialny, i, o zgrozo, ciemny, bo się modli i czczi nie tych, co trzeba.

Jak długo redaktor B. będzie tokował w mediach, tak długo będzie sączył mi w ucho, że ze mnie jest niecywilizowany orangutan z głębokiej puszczy, a nie Cygan, Żyd i Polak w dodatku. Bo posła P. mozna na banicję skazać, ale redaktora B. się nie da.

piątek, 17 września 2010

Nadzieja

Godzina 17. Wchodzę do punktu ksero i zaczynam drukować ulotki. Kserokopiarka wypluwa kolejne arkusze, a pani za kontuarem bierze jedną kopię do ręki i woła:
- O! To w sprawie Zakajewa! Widzę, ze pani ma nożyczki, niech pani chwilę poczeka, przyniosę gilotynę, potniemy razem... a mogę jedną?
Na ulotkach były adresy e-mail Prokuratury Okręgowej, Prokuratury Generalnej i Ministerstwa Sprawiedliwości.

Godzina 18. Stoimy z Rybitzkym i znajomymi z Twittera pod wystawą "Solidarny Wrocław". Jeden z przewodników wyszedł na fajkę, bierze ulotkę i mówi: - Co za sk...yny. Pewnie, ze podam dalej, rozdam następnej grupie. Daj trochę tych ulotek...

Godzina 19, Świdnicka, tradycyjne miejsce pikiet, demonstracji i zadym we Wrocławiu. Starsza pani: - Pani da parę. Rozdam sąsiadom, przeciez nie zyjemy w Rosji, do cholery!

Godzina 20, Rynek. - A co, Zakajew siedzi? Ch... z nim, niech siedzi. Kolega tegoż osobnika: - No co ty, k...a, ruskie go ścigają, a kłamią w zywe oczy! Pani da, podam sąsiadce.

Godzina 22, Rynek. Telefon od znajomej: - Puścili go! Podaję wiadomość przyjaciołom, zaczynamy bić brawo. Ktoś obok: - Puścili...? - Tak! - Wspaniale!


Tak rodzi się nadzieja.

Akcja "Wolny Czeczen, Wolna Czeczenia": dziś, g. 18, Wrocław

Akcja "Wolny Czeczen, Wolna Czeczenia": dziś, g. 18, Wrocław

Dziś o godzinie 18.00 pod wystawą nt. 'Solidarności" obok Poczty Głównej Komitet 39.09 rozpoczyna akcję ulotkową związaną ze sprawą zatrzymania Ahmeda Zakajewa. Będziemy apelować o wysyłanie do prokuratury i władz listów rządających natychmiastowego zaprzestania represji wobec czeczeńskiego polityka. Najpierw rozdamy ulotki na Placu Społecznym, a następnie udamy się przez miasto na ulicę Świdnicką.
Zapraszam wszystkich przejętych losem Czeczenii i Czeczeńców do udziału w akcji.

Zapraszam również na facebookową stronę poparcia dla Zakajewa:
http://www.facebook.com/UwolnicZakajewa

http://rybitzky.salon24.pl/230264,akcja-wolny-czeczen-wolna-czeczenia-dzis-g-18-wroclaw

środa, 15 września 2010

Friko

Kiedyś w Kabarecie Olgi Lipińskiej była taka scenka z dwoma klaunami
- Dlaczego jesteś smutny, Friko?
- Bo nie jestem wesoły, Auguście.
- A dlaczego nie jesteś wesoły, Friko?
- Bo mam marzenia, Auguście.
- A jakie ty masz marzenia, Friko?
- Żyć w pięknym i dobrze rządzonym kraju, Auguście.

A przeciez mamy Pana Prezydenta, który na Jasną Górę "leciał śmigłowcem z daleka i patrzył z góry na budzące polską dumę nowe autostrady", mamy ministra spraw zagranicznych, który byłemu prezydentowi chciał uratować życie, ale ten w swym maniackim uporze go nie posłuchał, mamy ministra z Rosji, który nas uczy dobrego rządzenia i w zamian życzy sobie łamania prawa europejskiego, mamy Komendę Główną, która w akcie dobrej woli spełnia życzenie ministra z Rosji, mamy podwyzkę podatku na ksiązki, mamy podwyzkę cen chleba,mamy pomysły na ukrócenie obywatelskich protestów wszędzie i zawsze, mamy w ogóle piękny i dobrze rządzony kraj. No raj, po prostu. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze pieśni masowych śpiewanych na lotnisku, gdy przyleci prezydent Rosji, na przykład:
Ani góry wysokie
Ani morza głębokie
Nie wstrzymają pochodu przyjaźni
Przez walczące krainy
Idą chłopcy, dziewczyny
Idą silni, promienni, odwazni
Stań razem z nami
Dotrzymaj kroku
Splata nam ręce braterska więź
Wygramy walkę
O nowy pokój
Wrogom wolności wzniesiona pięść

Do kompletu podręcznego zestawu szczęścia nalezy dodać takze minitransparenty z napisami WZMOZONA KONTROLA GWARANTEM ŁADU SPOŁECZNEGO oraz MIĘSO JEST SZKODLIWE.
Do szkól obligatoryjnie nalezy wprowadzić naukę języka rosyjskiego, by na oficjalnych uroczystościach mała dziewczynka z kwiatami mogła powitać oficjela zwrotem "Wasze błagarodnije", a nie, broń Boze, jakimś kaczystowskim "Proszę pana". Kolejnym krokiem powinno być zdjęcie korony orzełkowi i przemiana nazwy Rzeczpospolita Polska na Prywiślański Kraj, w ramach gestu wobec naszego bratniego sąsiada.

I tylko Friko jakiś smutny.

czwartek, 2 września 2010

Olśnienie

Zbliżają się zdjęcia plenerowe do filmu "80 milionów". Za parę dni o świcie będę pewnie sterczeć we Wrocławiu z setkami statystów na planie robiąc tłum wkurzonych na władzę ludzi. Przy tej okazji ponownie przeczytałam ksiązeczkę W.Kota "PRL - czas nonsensu". Jako ze rocznikowo nijak PRL-u nie pamiętam (poza facetem pod Peweksem mamroczącym "Dolary, dolary") chciałam przejrzeć zdjęcia z lat '80 i podpatrzeć stroje i fryzury - ot, zboczenie fascynatki historii mody. Zamiast podpatrzeć usiłowałam po raz kolejny zrozumieć, o co właściwie chodziło w tym systemie. Nadal nie rozumiem. Co prawda wszyscy mi tłumaczą, że socjalizmu zrozumieć się nie da, ale cóz - próbować mozna, nie? Nie pomaga przywoływanie fimu "The Soviet Story" Edvina Snoresa i tłumaczenie włoskiej bodaj socjolozki, że nazizm był oparty na fałszywej biologii, a komunizm na fałszywej socjologii, co i tak wychodzi na to samo. Ktoś, kto wymyślił socjalizm, był albo szaleńcem, albo cynicznym sadystą.

A jednak w jednej kwestii przyszło olśnienie. Jestem świezo po tygodniowym pobycie w lesie, a więc przez tydzień byłam odcięta od świata. Co za spokój! Ledwo jednak wychynęłam z lasu do cywilizacji, ogarnęło mnie zmęczenie. Nie lasem i namiotem w strugach deszczu, nie. Zmęczenie rzeczywistością w Polsce.

Wracam bowiem do domu, a tu te same mordy w telewizorze, co tydzień wcześniej. Te same frazesy. Te same łgarstwa. To samo wycieranie sobie gęby Zmarłymi. Te same konferencje prasowe, z których wynika, że nic nie wiadomo. Ta sama świadomość, że sąsiadka wyda 2 pensje na podręczniki dla dziecka. Ta sama świadomość, że nie kupię juz w przyszłym roku ksiązek, bo mi podwyzszą VAT. Ta sama świadomość, ze ulubione rogaliki z makiem zaraz będą po złotówce, a nie po 70 groszy. Tylko posła P. mniej - to jedyny plus.

Olśnienie dotyczyło tego, dlaczego ci ludzie w 1982 roku na placu Grunwaldzkim wywalili do Odry radiowóz wraz z milicjantami. Ze zmęczenia. Mozliwe, zem idiotka, ale ktoś, kto nie moze znać tamtych realiów, nie moze tak od razu pojąć, jak to wyglądało. Mogę zrozumieć, dlaczego za okupacji dziewczyny trefiły włosy w wymyślne fryzury, ale, do diabła, wojna była, i coś trzeba robić z wyglądem, jak świat światem i kobiety kobietami! A przeciez 1 mydło raz na 2 miesiące w czasach pokoju to absurd. Brak sznurka do snopowiązałki to też absurd. Nie mówiąc już o braku papieru toaletowego, skoro ponoć powszechnie zbierano makulaturę.

A teraz? Ponoć wszystko jest w porządku. Wspólpraca z sąsiadem wkroczyła w najlepszą fazę. Budżet ma się dobrze. Rząd pracuje jak najlepiej. Legend nikt nie może atakować, bo to oszczerstwa li tylko, ze legenda współpracowała z SB. A szef opozycyjnej partii zwariował, więc gadaniami jego popleczników o strasznej sytuacji nie nalezy się przejmować.

A więc maszerujmy ramię w ramię, by zyło się lepiej.

wtorek, 17 sierpnia 2010

WSZYSCY WON!!!

"Wszyscy won!" - ryknął swego czasu u Pospieszalskiego Cejrowski. Dziś trzeba w końcu ryknąć: WSZYSCY WON! - wszyscy członkowie rządu Tuska odpowiedzialni za katastrofę w Smoleńsku.

Tak dalej się nie da. Kolejne ujawniane szczegóły stawiają włosy na głowie. Wiemy, że za organizację lotu odpowiedzialna była Kancelaria Premiera. Wiemy, ze Biuro Ochrony Rządu - podlegające Kancelarii Premiera - nie sprawdziło stanu lotniska. Dziś dowiedzieliśmy się, że az do 16 marca strona rosyjska nie wiedziała, że do Katynia przyjedzie prezydent RP, pomimo, ze mówiło się o tym juz w grudniu. Wiemy w końcu, ze to szef Kancelarii Premiera ustalił po telefonie Putina do Tuska, ze będą dwie osobne wizyty, a Tusk spotka się z Putinem 7, a nie 10 kwietnia. Wiemy wreszcie, ze Lech Kaczyński leciał prywatnie.

Kiedy Tomasz Arabski stanie przed sądem, nie wiem. Pewnie nieprędko.
Jest jednak odpowiedzialny za część splotu okoliczności, które mogły doprowadzić do katastrofy.


Mam dosyć tego kraju, dosyć tego rządu, tej błazenady, łajdactwa, bezczelności, zartów z tragedii. Dosyć podwyzszanych podatków, dosyć ignorancji ministra finansów, dosyć płaszczenia się przed Rosją, dosyć tolerowania chamstwa, dosyć niszczenia edukacji, kultury, dosyć władzy absolutnej.

Nadeszła pora rewolucji. 30 lat temu zwykli ludzie pokazali, ze mają siłę i potrafią wydrzeć bezwzględnej władzy swoje prawa. Taka juz polska tradycja, ze co 25 lat musi dojść do rewolty.

Idę po benzynę.

sobota, 14 sierpnia 2010

Seweryn Blumsztajn, czyli czysta obłuda

Dyżurny redaktor "Gazety Wyborczej" zabrał głos. Mocno poirytowany pytaniem o agresję ze strona oświadczył, że jego zwolennicy "nie będą nam dyktować warunków" i uzasadnił to demokracją. Parę tygodni wcześniej wartościami europejskimi i demokratycznymi uzasadniał konieczność obecności władz Warszawy na Europride, a poniewaz władz Warszawy nie było, uznał miasto za wiochę. Idąc tokiem rozumowania redaktora Blumsztajna sprzed paru tygodni władze Warszawy powinny być pod krzyzem. Idąc obecnym - nie powinny zgadzać się w ogóle na Europride.
Braku rozumu redaktorowi Blumsztajnowi zarzucić nie mozna. Za to mozna na podstawie ponizszych filmików zarzucić wyznawanie zasady Kalego.
Niestety, na błudzie redaktora Blumsztajna mozna by skończyć, ale problem jest głębszy. "Gazeta Wyborcza" ustami redaktora Blumsztajna po raz kolejny uprawia politykę jedynie słusznej racji. Ze nie trzyma się ona kupy? No co wy? W "Gazecie Wyborczej" zawsze jest logicznie i uczciwie, o!



piątek, 13 sierpnia 2010

Bordowy kisiel

Z zasady nie recenzuję muzyki, której nie lubię, bo najczęściej się na niej po prostu nie znam. Nie znam się na metalu, więc o metalu nie piszę. Robię jednak tym razem wyjątek. Tak się łożyło, że serwisy plotkarskie żyją ostatnio głównie pozwem przeciw Paris Hilton (o 35 milionów dolarów za noszenie sztucznych włosów innej firmy niż miała nosić), wyjściem z więzienia Lindsay Lohan (mniejsza za co siedziała, i tak mi jej szkoda, bo aktorka z niej naprawdę zdolna) i chorobą narzeczonego Dody Adasia "Nergala" Darskiego. Niejaki Nergal jest wokalistą zespołu Behemoth, popularnego zagranicą, u nas znanego gównie z procesów o obrazę uczuć religijnych (słynne podarcie Biblii) i związku Nergala z Dodą.

Nergal jest w szpitalu i jak zrozumiałam ma białaczkę. Doda się wystraszyła i, jak podają pudelki i plotki, już nie będzie na scenie wychodzić z trumny (szczerze mówiąc wolałam ją w wersji rózowej niz mrocznej - teraz bardziej nadaje się na Castel Party niz na scenę). Tymczasem za Nergala modlą się rózne chrześcijańskie grupy, co Adaś skwitował "Nawrócenie? Po moim trupie!".

A propos trupa właśnie ukazał się nowy teledysk Behemotha "Alas, Lord is upon me" ("Niestety, Bóg jest nade mną"). Trupów ci w klipie dostatek, łącznie z Matką Boską z poderzniętym gardłem. Jest nawet seks, bo jak wiadomo, najlepiej sprzedaje się seks obok trupa. Sam Adaś przebrany za indianino-upadłego-anioło-niewolnika jest z bliżej niewyjaśnionych pryczyn ciągnięty na wózku do kościoła otoczony przez dzieci z zasznurowanymi ustami, księzy, mnichów i jednego popa (prawosławnego czy koptyjskiego? Nie mam pojęcia), w którym to kościele jakiś biskup uprawia seks z gołą blondynką (na szczęście blondynka nie ma biustu Dody), a Matka Boska po drodze rozpacza, że dręczą Adasia, i na koniec podrzyna sobie gardło (przy czym dokładnie nie wiadomo, czy to na pewno Matka Boska, bo chyba chodziło o Matkę Kościół). W przebitkach Adaś tapla się w bordowym kisielu razem z tłumem innych adasiopodobnych, co miało ilustrować ocean krwi przelany przez rzeczony Kościół. Na ostatek Adaś się denerwuje, pluje muchami i rozwala świątynię.

Ja osobiście bardzo bym chciała, żeby studio realizujące teledysk realizowało też teledyski innych polskich zespołów. Światło, kamera - wszytko pięknie. Gorzej z rezyserią, bo z powodu nadmiaru symboli trudno się połapać, o co dokładnie chodzi. Nawet przebranie Adasia jakieś dziwne, bo do kogo on właściwie chciał się upodobnić? I w ogóle od kiedy Indianie mają coś wspólnego z demonami? Wiadomo, że Behemoth nie kocha Kościoła, i zapewne chodziło o pokazanie, że Kościól jest fuj.
O śpiewie nie piszę, bo w ogóle nie zrozumiałam tekstu (za duzo ryku), a muzyka nie jest z mojej bajki.

Adasiu. Odkąd lezysz w szpitalu nie mozesz nagrywać, co całkiem zrozumiałe. Zyczę Ci powrotu do zdrowia. Jednak pozwól, zeby rezyserią Twoich teledysków zajęła się Doda. Ona jest przynajmniej inteligentna.

PS. Linka nie daję, bo po jaką cholerę.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Codzienność rekonstruktorki

Co prawda nie należę do żadnej grupy rekonstrukcyjnej, ale mam stado znajomych z różnych grup. Siłą rzeczy wspieram chłopaków, a nawet pomagam (w tym roku trefiłam włosy dziewczynom i zawiązywałam turban na głowie punkówy, której włosy absolutnie nie wyglądały na lata '40).
Wykryłam właśnie w szafie sukienkę. Lata '80-'90, typ bazarowo-letniskowy. Okropna, ale... no właśnie. Wzorek ma niezły, bo kwiatki były modne także 70 i 60 lat temu. Jedyne, co trzeba z nią zrobić, to skrócić (do kolan, lub trochę poniżej, ale na pewno nie może być do ziemi!), dobrać pasek (już mam), by wyczarować modną wówczas talię, i wszyć poduchy w ramionach, by sylwetce nadać jakby barczystą linię. Do kompletu torebka (lata '60 będą w porządku, wzory niewiele się zmieniły) i współczesne sandały na koturnach (obecnie w sklepach są identyczne jak w czasach okupacji). Oczywiście koafiura na łeb. Voila, mamy dziewczynę z ulic Warszawy w lipcu 1944 roku.
Z tą koafiurą w ogóle jest fajnie, bo ja do tej pory nie wiem, jak dziewczyny w Powstaniu to robiły, że niemal wszystkie na zdjęciach mają starannie ułożone włosy. Typ fryzury, o której mówię, to spiętrzone loki nad czołem (po angielsku to się nazywało zawijasy zwycięstwa, czyli victory rolls), podpięcie po bokach i luźne loki z tyłu. Przód jest najtrudniejszy, ale w sumie tylko wygląda na skomplikowany. Zainteresowanych odsyłam na jutuba, tam wszystko jest pokazane (w skrócie chodzi o to, by na palcach zwinąć rulony i podpiąć nad czołem).

Tak w skrócie wygląda codzienność osoby, która interesuje się wstępnie rekonstrukcjami. Członek grupy musi mieć fachową wiedzę o mundurach, oznaczeniach, sposobie noszenia wyposażenia. Dziewczyna w drugowojennej grupie musi wiedzieć, jak 70 lat temu wyglądała jej rówieśniczka, co mogła zdobyć, czego nie, czy nosiła rzeczy - powiedzmy - sprzed 10 lat, czy raczej przerabiała. Musi wiedzieć, czy i jak kobieta się wówczas malowała (łącznie z nogami!). Musi nawet wiedzieć, jaki typ stanika wybrać pod bluzkę (w latach '40 nosiło się biustonosze podkreślające szpiczastość biustu). Musi czasem pogrzebać w starych szafach i wiedzieć, że może śmiało założyć dobrze skrojoną męską marynarkę garniturową, jeśli jest w jej rozmiarze. Zbyt szerokie ramiona? Cóż, tak się nosiło, bo jak brata zastrzelili na wojnie, to szkoda marynarki, żeby się zmarnowała.

To ciężka praca, bo trwa zawsze i wszędzie. Tu się coś wypatrzy, tam przeczyta, potem zweryfikuje. To oglądanie setek, tysięcy zdjęć, czytanie setek opracowań i artykułów. Niejeden rekonstruktor wie więcej od historyka.

Tym bardziej grupom rekonstrukcyjnym należy się szacunek. I zapłata, jeśli organizują pokaz w mieście w dniu roboczym. Za wiedzę, którą można przekazać w ten sposób innym, płaci nawet w polskiej szkole.

Teraz już można

W rozmowach z przyjaciólmi w ostatnich dniach wyrażałam przekonanie, że po poniedziałkowej "Akcji krzyz" hordy dadzą sobie spokój. Intuicja mnie nie zawiodła. Od poniedziałku jest - wedle relacji - duzo spokojniej. Jakby hordom się znudziło.

Oby tym razem zawiodła mnie intuicja. Mam podejrzenie, ze jeszcze dziś w nocy dojdzie do próby przeniesienia krzyza. W końcu jest tablica, jest krzyzyk na tablicy, jest o załobie, nawet o prezydencie coś jest. A ze odsłonięto ją tak, jak odsłonięto, to oczywiście jest wina Lecha Kaczyńskiego, bo jakby nie stał po pijaku z siekierą za pilotem, to by nie było oszołomów z krzyzem pod Pałacem Prezydenckim. Zresztą równie dobrze mogła z siekierą stać Anna Walentynowicz. Też jest winna, bo tak się kończy niegodne podnoszenie zarzutów pod adresem Lecha Wałęsy, naszego największego bohatera narodowego, do którego Bór-Komorowski dzwonił o pozwolenie na Powstanie Warszawskie. Lech Kaczyński skądinąd jest winny faktu, ze w Ossowie powstanie pomnik bolszewików z bagnetami, bo on draznił Rosję, niepotrzebnie plotąc coś o jakimś Katyniu (pewnie był pijany) i o jakiejś tam Gruzji (o, tu na pewno był pijany!), więc teraz Pan Prezydent Bronisław Maria musi to odkręcać, by zyło się lepiej.

Kochane oszołomy, władza wam raczej nie popuści, więc nie stawiajcie oporu funkcjonariuszom. a ze koczujecie pod krzyzem juz dość długo, to polewaczka na pewno wam się przyda w roli prysznica. Natomiast gumowe pałki to znakomity masaz. Jest super! Władza naprawdę się o was troszczy!

Pan Prezydent leci w kulki

Miała być tablica? Jest tablica. Miała być uroczystość? No właśnie była. Miało być o ofiarach i załobie? Jest. To o co jeszcze chodzi?

Ano chodzi o to, że Pan Prezydent i jego kancelara z panem Michałowskim na czele lecą sobie w kulki. Pan Michałowski przed chwilą oświadczył, ze chodziło o to, by nie eskalować konfliktu i uniknąć scen z 3 sierpnia. No to uniknął. Za to udało mu się wywołać zdumienie posłów, zdumienie ludzi, a nawet zdumienie dziennikarzy, którzy dostawszy informację na 15 minut przed odsłonięciem ledwo zdązyli. Bba! Udało mu się wywołać oburzenie - bo uroczystość wyglądała gorzej niż odsłanianie krasnali inwalidków we Wrocławiu.

Za to Pan Prezydent będzie odsłaniał z "pompom i paradom" pomnik bohaterskich zołnierzy Armii Czerwonej - tak przynajmniej głosi plotka, bo na stronie prezydenta nic o tym nie ma. Ale skoro będzie w Ossowie 14 sierpnia, to jako wielbiciel pojednania polsko-rosyjskiego (kolejność nieprzypadkowa) powinien się tam pojawić. Pomnik z bolszewickimi bagnetami jest istotnie wazniejszy niz jakaś tam tablica o jakimś tam preziu, co poleciał i spadł i o jakiś tam fanatykach, co palili świeczki zaśmiecając chodnik.

Jaki Pan Prezydent, takie pomniki.

wtorek, 10 sierpnia 2010

W poszukiwaniu straconego czasu

"Pokaż cycki", "Precz z krzyżami, na stos z moherami", "Wyp...ać", "Spalić krzyz" etc. Przeciwnikom krzyza najwyraźniej zabrakło pomysłów. Krzyczeli to samo, co przez ostatnie kilka tygodni (bo to nie zaczęło się 3 sierpnia, informuję). Inwencja, doprawdy, zadziwająca.

OK, będę teraz smędzić jak stara ciotka, ale w porównaniu z dzieciakami pijącymi piwo na Krakowskim jestem w wieku ciotkowym. Przynajmniej dla nich. Wyjątkiem może jest pan, który dzielnie dzierzy transparent "Jarosławie Kaczyński opamiętaj się", ten sam pan, który szantażował senatora Piesiewicza. próbuję zrozumieć, po co oni w ogóle tam przychodzą wieczorami. Bo po co stoją ludem - to oczywiste, oczywiste od jakiś 2 tysięcy lat, więc tłumaczyć nie potrzeba. Ale ci? Spora część z nich skanduje od czasu do czasu "Bronek, Bronek", i, zapewne, sporo z nich na Pana Prezydenta zagłosowało. Część, i to podejrzewam większa, nie głosowało wcale, bo pamiętajmy, ze gdy dziś człowieka na ulicy o preferencje polityczne najczęściej usłyszymy: "Yyyyy..., nie znam się na polityce". Rafał Ziemkiewicz tych oraz tych niezorientowanych, którzy daliby odpowiedź: "Yyyyy..., na Bronka głosowałem, bo to fajny facet" nazwał lemingami - słusznie, bo lemingi specjalnie inteligentne nie są. Oczywiście, nikt nie ma obowiązku interesować się polityką, szkoda, że jednocześnie nie interesuje się własnym tyłkiem.

Jest jednak w tych obrazkach spod Pałacu coś znacznie bardziej niepokojącego. To coś, o czym mówiono już od dawna, ale niezbyt głośno. Ci młodzi ludzie, tak zwani "młodzi, wykształceni z wielkich miast" mają po 20-25 lat. Ich rodzicami są dzisiejsi 40-50-latkowie. Ich rodzice świetnie pamiętają PRL w jego schyłkowej fazie, pamiętają Solidarność, stan wojenny, gazowanie i pałowanie. Duża część z nich chodziła na manifestacje, kolportowała podziemne ulotki, aktywnie obalała zbrodniczy system. System, który walczyl z krzyzami - i walczył z człowiekiem.

Czy nie powinno zastanawiać, co się stało z dziećmi tych ludzi? Przeciez walcząc z komuną wyznawali jakieś wartości, nawet jeśli chodzili na zadymy tylko po to, by spuścić manto milicji. Nie pamiętam PRL, ale pamiętam lata '90, kiedy Polacy zachłystywali się wolnością, zachodnimi markami, zakładali biznesy, paradowali w zielonych garniturach lub szpanowali skajowymi kurtkami. Potem były nocne zmiany, wojny na górze, władza postkomunistów. I ogólne zniechęcenie. Coś wtedy musiało się stać, wtedy, gdy ci młodzi, wykształceni z wielkich miast byli dziećmi.
Ci właśnie młodzi dziś szukają mocnych wrazeń, takich, jakie im towarzyszyły przy pierwszym pokątnie wypalonym papierosie czy wypitym piwie. Wrazeń, które dają uczucie euforii, haju, które pozwalają sprawdzić, na ile mozna sobie pozwolić na przekroczenie granic. Jak w dzieciństwie, gdy dziecko sprawdza rodzica, czy ten umie być stanowczy i czy nadal ma autorytet.

W każdym społeczeństwie i kręgu kulturowym jest jakieś tabu. W jednych są to święte drzewa, w innych święte góry, w innych bogowie, w innych kobiece ciało, w naszym - świętość krzyza, a w Polsce dodatkowo świętość Jana Pawła II. To tabu - a kazdy kulturoznawca powie, ze tabu jest potrzebne społeczności do trwania - właśnie zaczęło się chwiać, i to przy wydatnej pomocy ze strony władz i bierności Kościoła. Następne tabu, czyli Jan Paweł II, może upaść w chwili, gdy upadnie tabu krzyża. To kwestia czasu.

Czas na ukształtowanie młodych, wykształconych minął. Straciliśmy czas.

A przecież są inni, młodzi, wykształceni. Ci, którzy organizują koncerty Solidarnych z Białorusią, ci, którzy protestowali przeciwko prześladowaniom Tybetańczyków, ci, którzy zgłaszają się na wolontariuszy w Muzeum Powstania Warszawskiego, ci, którzy chcą robić coś pozytywnego, a którym - jak Solidarnym - władza kłądzie ostatnio kłody pod nogi. Ale im wciąż się chce.

W nich nadzieja.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Zło dobrem zwyciężaj

Nie będzie mnie dziś pod Pałacem. Nie dojadę.

Relacje moich przyjaciół są wstrząsające. Wyzwiska, wyśmiewanie, burdy, plucie, obsceniczne gesty, picie na środku ulicy i sikanie w miejscu publicznym jest na "porządku nocnym". Niektórzy obrońcy krzyża też nie są święci - czasem po prostu nie wytrzymują i zaczynają gdy człowiek w emocjach może gadać od rzeczy. Nikt nie jest w stanie wytrzymać orgii nienawiści non stop, chyba, że rzeczywiście jest świętym.

Chrześcijanie o słabszych nerwach nie powinni iść dzisiaj po krzyz. A jeśli się wybierają, to zamiast podręcznika samoobrony powinni zabrać ze sobą cierpliwość i wiarę. Zwolennicy Kaczyńskiego - bo zapewne i ci się tam pojawią - powinni uzbroić się w szacunek dla ofiar katastrofy. Tylko tyle i aż tyle, bo, kochani! pamiętajcie ze zło zwycięza się dobrem.

sobota, 7 sierpnia 2010

Pomysł dla Pana Prezydenta



Cytuję za wpolityce.pl:

W związku z 90. rocznicą „Cudu nad Wisłą” pod Ossowem w powiecie wołomińskim zostanie odsłonięty pomnik... żołnierzy bolszewickich.

Udało nam się ustalić, że inicjatywa wzniesienia pomnika powstała jeszcze w 2008 roku, kiedy w okolicy Ossowa odnaleziona została mogiła ze szczątkami żołnierzy bolszewickich. Pomysł wybudowania w miejscu mogiły pomnika upamiętniającego bolszewików poparł nawet ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

„Szacunek dla żołnierzy leży w polskiej tradycji. Warto pokazać Rosjanom, że tak samo odnosimy się do ich poległych. Upamiętnienie mogiły na Polakówej Górce byłoby dobrym gestem w stosunkach polsko-rosyjskich.” - przekonywał wówczas Bronisław Komorowski.

Projekt pomnika przygotował rzeźbiarz Marek Moderau (autor projektu kwatery smoleńskiej na Powązkach). Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, w centrum pomnika ma być prawosławny krzyż, a obok, z ziemi wystawać mają 22 bagnety, do tego napis na tablicy najprawdopodobniej będzie głosił: „Żołnierzom Armii Czerwonej poległym w bitwie pod Ossowem”.

Wiadomo już, że inwestorem pomnika żołnierzy bolszewickich jest Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Jak udało nam się ustalić, uroczyste odsłonięcie pomnika zaplanowane jest na 14 sierpnia, kiedy pod Ossowem będą się odbywały uroczyste obchody 90. rocznicy „Cudu nad Wisłą”. Choć w oficjalnym programie obchodów nie ma żadnej wzmianki na temat planowanego odsłonięcia pomnika, nasi informatorzy potwierdzają, że w środowiskach patriotycznych działających na terenie powiatu wołomińskiego otwarcie mówi się o całym przedsięwzięciu oraz obecności Bronisława Komorowskiego, który najprawdopodobniej pojawi się pod nowopowstałym pomnikiem poświęconym pamięci żołnierzy bolszewickich.



Ja ma propozycję dla Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego: jest tyle fajnych pomysłow na pomnik... proszę bardzo: postawmy w Warszawie pomnik Oskara Dirlewangera, koniecznie z Mauserami i pochodniami. To taka nasza tradycja, żeby upamiętniać bohaterskich żołnierzy.

piątek, 6 sierpnia 2010

Postawiliście nas pod ścianą

OK. Chcecie wojny. Robicie wszystko, żeby nas wyśmiać, opluć, sprowokować. Czasami wam się udaje. Czasem jakaś babcia wymamrocze coś o przeklętych masonach, czasem jakiś dobrze zbudowany pan zaciśnie pięści.
Ale nic nie usprawiedliwia waszej agresji, kopania i plucia staruszkom w twarz.
Nic nie usprawiedliwia policji, która udaje, że nie widzi chlania na środku jezdni, pijackich okrzyków, znieważania symboli religijnych, naruszenia nietykalności cielesnej bezbronnej osoby. Nic.
Pytam się was, policjanci: dlaczego nie reagujecie? Prikaz z góry, by nie przeszkadzać w popełnianiu wykroczeń i przestępstw? Coś tam w ustawie o policji napisali o obowiązkach, ale że władzę mamy taką, jaką mamy, to o ustawie zapominamy, tak?
Pytam się was, młodzi, wykształceni z wielkich miast: skoro podobno olewacie krzyż, to co wam szkodzi ze sobie stoi? To jak z chłopakiem, który dziewczynie mówi, ze nie zalezy mu na ślubie - skoro mu nie zalezy, to jaki problem ślub wziąć?
Pytam się was: dlaczego stawiacie nas pod ścianą? Nawet mnie, krytycznie nastawionej do Kościoła Katolickiego, krytycznie nastawionej do moherowych beretów, zdołaliście wkurwić na tyle, że gdyby nie 400 kilometrów byłabym dziś pod krzyżem. O to wam chodzi? O wojnę polsko-polską? Zastanowiliście się, czy tam nie stoi wasza babcia? Ciotka z Mławy?
A moze wy po prostu nie myślicie, zależy wam tylko na tym, żeby się nażreć frytek, wychlać pół litra i uzbierać na wakacje w Egipcie? Może macie gdzieś łzy i rozpacz innych, macie gdzieś, czy kogoś boli, może po nocach rozdzieraliście koty na podwórku, a teraz dajecie upust sadystycznym skłonnościom?
Pytam się ciebie, prezydencie-po-zaprzysiezeniu: jak mozesz twierdzić, że jesteś katolikiem, i jednocześnie nie zdobyć się na potępienie pijanej gawiedzi, nie zdobyć się na potępienie swojego kumpla, który wzywał wczoraj do przestępstwa na antenie TVN24?
Chcecie, to macie. Rozpieprzacie mi mój kraj, rozpieprzacie moje poczucie dumy - tego wam nie wybaczę. I łez staruszki, która się chciała pomodlić za Umarłych.


Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Bezsilność 2, czyli rzućcie nadzieję

Żyjemy w dziwacznym kraju. Ten kraj znajduje się nie w Europie, nie w świecie cywilizowanym, tylko w Azji. Otóż w azjatyckim kraju jest możliwe, by władza kompletnie nie interesowała się przebiegiem śledztwa ws. katastrofy, w której zginął prezydent, generałowie i wysocy urzędnicy państwowi, jest możliwe, ze państwowe słuzby nie są w stanie zabezpieczyć dokumentów, które mogły się tam znalezć, nie są w stanie stwierdzic, czy przypadkiem w trumnie prezydenta nie znalazły się szczątki generała. Jednocześnie ta sama władza napuszcza na społeczeństwo, wstrząśnięte katastrofą, pewnego posła, który bawi się w satyryka. Ta sama władza prowokuje ludzi do zamieszek, skutecznie przykrywając tym swoją chorobę – niecompetentię vulgaris.
Sprawa wspomnianego posła przybrała już rozmiar groteskowy. Ten sam poseł, który oświadczył przed kamerami, że „zastrzelimy i wypatroszymy” przeciwnika politycznego, pozywa najpierw innego posła sugerującego, że należy rzeczonego posła powiesić, natomiast w sprawie zastrzelenia i wypatroszenia nie dzieje się nic. Ten sam poseł grozi najpierw blogerowi, który ośmielił się go skrytykować, pozwem, a następnie nasyła PRowca, by go… no właśnie – przekupił?
W azjatyckim kraju nie istnieje już ani prawo, ani rozsądek, ani mechanizm państwowy. Jest czysta bezsilność: państwa, Kościoła, społeczeństwa, dziennikarzy, dziennikarzy obywatelskich. I skrajna bezczelność Grupy Trzymającej Władzę, która udaje, że jej nie ma, bo za przykrywkę robi poseł, który do spółki z pewnym senatorem robią za aktorów w kabarecie.
Sęk w tym, że gdyby to naprawdę był kraj gdzieś w Azji, to prawdopodobnie ludzie wyszliby na ulice – tysiącami, milionami, i jak 30 lat temu walili w rządowe budynki butelkami z benzyną i kamieniami. Ten kraj jednak nie jest w Azji. Jest w środku czarnej dziury. Przestał istnieć. Nie ma nic.

Porzućcie nadzieję.

Do raju schody, mgła, kosyniery,
nad bramą napis: czterdzieści i cztery,
a niżej drobnym drukiem widnieje:
Wy, co wchodzicie, rzućcie nadzieję.
Posłuchajcie i zważcie u siebie,
i zanotujcie to zaraz:
kto na ziemi nie miał ściennego zegara,
ten go również nie będzie miał w niebie.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Bezsilność

"Zostawcie krzyża mjastu" - głosił dziś transparent pod Pałacem Prezydenckim. Pomijając fakt, że artykulacja absolutnie nie ma nic wspólnego z językiem polskim (oj, złośliwa jestem, ale taka moja uroda), to jednak wyraża to, co rodzi się od kilku miesięcy w niejednej głowie. Miastu - czyli zwykłym ludziom.

Polak to wariat - powiada genialny K.I. - i anarchista. Gdy okazało się, że krzyż ma zostać przeniesiony, anarchista w duszy Polaka podniósł łeb węsząc zadymę. Niestety, nie tylko on. Na licznych filmikach spod Pałacu dostrzegłam jednego prowokatora, znanego mi skądinąd. Zmilczę, który to, bo jeszcze będę miała na głowi proces. W takich momentach czuję bezsilność.

Bezsilność, bo nie da się rozemocjonowanym ludziom wytłumaczyć, że ktoś celowo ich robi w bambuko. Ktoś, kto zna duszę Polaka, nigdy by nie rzucił hasła, by przenieść krzyż, jeśli by nie maił w tym własnego celu. Teraz wychodzi na to, że wyborcy PiS to oszołomy i wariaci, choć jest to absolutną nieprawdą. Człowiek, który wykrzykiwał do księdza, że jest on ubekiem, i ten drugi, co walnął księdza w głowę transparentem, nie mogli być - hm - przeciętnymi wyborcami czy wiernymi. W to nie uwierzę.

Bezsilna okazała się władza - na szczęście? - bo nie była w stanie narzucić własnego widzimisię zwykłym obywatelom.

Bezsilny okazał się Kościół Katolicki, bo nie umiał stanąć po stronie obywateli. Nie wiem, dlaczego dziś pod Pałacem pojawili się szeregowi księża. Biskupi stchórzyli?

Bezsilni zaś czują się wreszcie wszyscy ci, dla których 10 kwietnia wymaga całkowitego wyjaśnienia. Pod Pałacem nie ma problemu krzyża. Jest problem kompletnego braku zaufania do władzy. Nie wierzę, że pod Pałacem stanie tablica i ci, którzy dziś bronili krzyża też w to nie wierzą. Nie wierzę, by obecne władze wreszcie zabrały się za sensowną komunikację ze społeczeństwem w sprawie Smoleńska ani żeby zaczęły domagać się od Rosji choćby zwrotu czarnych skrzynek.

A zresztą, czy Polacy kiedykolwiek ufali jakiejś władzy? Od co najmniej 500 lat Polak nie wierzy władzy - szeroko pojętej - i kombinuje po swojemu. To dlatego każdy Polak dziś się bawi w detektywa i w eksperta od katastrof lotniczych, od leczenia bólu głowy, od skoków narciarskich i wybicia z progu, od tego, czy Howard Webb słusznie podyktował karniaka czy nie, od tego, kto jest Polakiem, a kto Żydem, masonem i cyklistą.

Bezsilna się czuję, gdy widzę panią w średnim wieku wrzeszczącą i wynoszoną przez BOR-owików spod krzyża, ja, chrześcijanka; bo krzyż nie jest symbolem przyznanym na wyłączność Polakom-katolikom, ale także Polakom-luteranom, Polakom-prawosławnym, Kongijczykom-baptystom czy komukolwiek innemu, kto wierzy w Chrystusa. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych spod krzyża fakt, iż Maria była Żydówką, może być nazbyt wstrząsający. Na szczęście większości spod krzyża znaczenie ma fakt, że są razem, by pamiętać o poległych.

Tylko to się tak naprawdę liczy w całej awanturze. Awanturze, której nie wywołał - wbrew dzisiejszym perorom dyżurnego GW red.Seweryna Blumsztajna czy posłów SLD - Jarosław Kaczyński czy Kazimierz Świtoń.

Za tę awanturę odpowiedzialny jest Bronisław Komorowski i jego koledzy. Szkoda, że im się udało.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Brawa dla wrocławian, wstyd dla miasta




Tegoroczne obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego we Wrocławiu musiały wywołać zachwyt. GRH Festung Breslau przygotowała wspaniałe widowisko, obserwowane przez tysiące wrocławian i kombatantów. Doszły mnie słuchy, że wczorajsza inscenizacja walk o barykadę była jedyną w Polsce (poza sobotnią w Brzegu, też przygotowaną przez Festunga) - jeśli się mylę, proszę mnie poprawić. W każdym razie w Warszawie pojawiło się, wedle moich danych, tylko kilka dioram.
Chłopcy wcielający się w role Powstańców i SS-manów bili się tak realistycznie, że w tłumie można było usłyszeć okrzyki przestrachu. Trup padał gęsto, krew (sztuczna) lała się strumieniami, grzmiał PAK i karabiny. Warto było - kto nie widział, ten trąba.

Niestety. W ubiegłym roku prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz lansował się w kanale, w tym roku miasto nie dołożyło nawet złotówki do całej imprezy. Łaskawie tylko pozwolono na zajęcie kawałka Świdnickiej. Wszystko zostało sfinansowane przez społeczników z Inicjatywy Historycznej, Inicjatywy Obywatelskiej TAK dla Pileckiego i Stowarzyszenia TAK dla Wrocławia. A przecież inscenizacje kosztują - to nie jest zabawa za darmochę. Replikę Goliata chłopak zrobił sam, z własnych pieniędzy, sam ją przywiózł. To są realne koszty: trzeba przywieźć busami mundury, broń, elementy barykady (łącznie z wozem drabiniastym i komodą), kupić ślepe naboje, puder, który po zwilżeniu imituje krew. W tym roku 1 sierpnia wypadł w niedzielę. W przyszłym roku będzie to poniedziałek. Rekonstruktorzy będą musieli wziąć wolne. Skąd na to wziąć forsę?

10 - 15 tysięcy złotych dla miasta to pryszcz. Społecznicy społecznikami, ale - o ironio! - w takie inicjatywy angażują się ludzie, którzy nie zarabiają kokosów. Wstydzę się za władze Wrocławia, że nie raczyły pomóc. Wstydzę się, że nie raczyły nawet zarządzić włączenia syren o 17.

Należą się wielkie podziękowania dla IH, GRH Festung Breslau, a także dla kibiców Śląska Wrocław, którzy akurat w tym samym czasie po przeciwnej stronie Rynku mieli całodniową imprezę Dzień ze Śląskiem Wrocław. O 17 z kibicowskiej sceny zarządzono minutę ciszy. Wielu kibiców przyszło na Świdnicką, gratulowało, robiło sobie zdjęcia z rekonstruktorami. Wielu też nie mogło zrozumieć, dlaczego nie doczekało się dźwięku syren.

No właśnie, panie Dutkiewicz - dlaczego?


Relacje i zdjęcia:
http://www.mmwroclaw.pl/10433/2010/8/2/powstanie-warszawskie-na-ulicach-wroclawia?category=news
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37280
http://picasaweb.google.pl/107740760476335668397/PowstanieWarszawskie_WrocAw_2011#

piątek, 30 lipca 2010

Uczcijmy Powstanie we Wrocławiu

66. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego
Wrocław 2010r.


Rekonstrukcja łapanki i akcji rozbrojenia oficerów niemieckich oraz, po raz pierwszy we Wrocławiu, atak na powstańczą barykadę z użyciem Goliatha, robota - miny, która zdobyła tragiczną sławę w walkach w Warszawie – 1 sierpnia we Wrocławiu przy ul. Świdnickiej odbędą się obchody 66. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Podczas rekonstrukcji użyte zostaną syreny, broń hukowa, a także świece dymne.

Ale to nie jedyne atrakcje przygotowane przez organizatorów.

Z barykady o swoich losach opowiedzą uczestnicy Powstania, dziś wrocławianie: Zofia Dillenius „Jodła” oraz Zdzisław Jezierski „Zdzich", a z koncertem „Dzieci powstańczej Warszawy” wystąpi młodzież z wrocławskich domów kultury. Będzie też możliwość wspólnego śpiewania „zakazanych piosenek”, zaś na godz. 18.00 wszystkich chętni będą mogli wziąć udział w Mszy św. w intencji poległych Powstańców w Kościele Garnizonowym.

Organizatorem obchodów jest stowarzyszenie Inicjatywa Historyczna we współpracy z Inicjatywą Obywatelską „Tak dla Pileckiego”, Stowarzyszeniem „Tak dla Wrocławia”, Grupą Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau oraz MDK-Śródmieście.

Informacji udziela: Dominika Arendt-Wittchen Tel. 500 290 640



PROGRAM:


31 07 2010 (sobota)
Rozwieszenie siatki wielkoformatowej z powstańczym motywem (10/20 m) na budynku WBK Bank Zachodni S.A - Wrocław - Rynek.

01.08.2009 (niedziela)
Rynek / ul. Świdnicka (koło poczty)
Od 13.00 Rozpoczęcie budowy powstańczej barykady
Grupa Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau. W tym roku atrakcją „barykady” będzie wierna kopia „Goliata”. Grupa Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau w przebraniu Powstańców rozdawać będzie „Biuletyn Powstańczy” informujący o rocznicy Powstania
16:00 – cykl rekonstrukcji historycznych z lektorem
17.00 – Godzina „W” – „Zatrzymaj się”
17.05 - Wspomnienia weteranów Powstańców Warszawskich
17.15 - Koncert „Dzieci powstańczej Warszawy”
Grupa Piosenki Literackiej Im Presja (z MDK Śródmieście) i młodzież ze Studia Piosenki Klubu Garnizonowego II WOG-u. Młodzi wykonawcy zaprezentują program teatralno-muzyczny złożony z piosenek powstańczych oraz o Powstaniu Warszawskim. Spektakl wyreżyserowała Halina Bednarek, a muzycznie opracował Marcin Klarman.
Wspólne śpiewanie „zakazanych piosenek”
18.00 – Msza Święta w intencji poległych Powstańców
Bazylika Mniejsza pw. św. Elżbiety ( Kościół Garnizonowy)
20.00. Rozbieranie barykady




INFORMACJE DODATKOWE:

Koncert „Dzieci z powstańczej Warszawy”
Tegoroczny koncert będzie miał charakter bardziej refleksyjny. W piosenkach ukazane zostaną obrazki bohaterskich dzieci, które zginęły w obronie stolicy. W konkluzji ks. Jana Twardowskiego, zawartej w utworze pt. „Piosenka o powstaniu”, młodzi dokonają próby oceny powstania, starając się spojrzeć na nie z perspektywy współczesnego człowieka.

Młodzi wykonawcy: Barbara Tekieli, Aleksandra Krupa, Katarzyna Łęcka, Wojciech Makowski, Filip Małek, Michał Bryl i Marika Klarman, to osoby śpiewające od wielu lat pod opieką Haliny Bednarek, Krzysztofa Słupianka i Marcina Klarmana, mające na swoim koncie sukcesy na festiwalach piosenki literackiej i artystycznej, takich jak: „Pamiętajmy o Osieckiej” – konkurs na interpretację piosenek Agnieszki Osieckiej, Olsztyńskie Spotkania Zamkowe „Śpiewajmy poezję” czy Studencki Festiwal Piosenki Krakowie.

niedziela, 25 lipca 2010

Notatnik filmowy: Czarna księga



Po koszmarnej "Walkirii" z Tomem Cruisem niechętnie oglądam filmy o II wojnie. Tym razem przyciągnęło mnie nazwisko reżysera i fakt, że przy "Czarnej księdze" pracowali zaprzyjaźnieni scenografka i rekonstruktor historyczny, którego zadaniem było pouczanie statystów, jak się nosi mundur...

Obraz Paula Verhoevena, reżysera "Nagiego instynktu" i "Pamięci absolutnej" jest na tyle przyzwoitym filmem, że warto go obejrzeć. Nie ma w nim nic z pompatyczności wspomnianej "Walkirii" ani dziwaczności "Bękartów wojny" - jest historia młodej Żydówki, która ukrywa się gdzieś na holenderskiej prowincji. Rachel została przygarnięta przez pobożną rodzinę, która za punkt honoru obrała sobie zrobienie z niej wzorowej chrześcijanki, co niezbyt się udaje - Rachel przed wojną była piosenkarką kabaretową i skromnisią nie ma zamiaru być. Pewnego dnia dom jej dobroczyńców zostaje zbombardowany, a ona uszedłwszy z życiem musi uciekać. Odnajduje ją policjant, który proponuje jej ucieczkę Belgii. Rachel zabiera, zgodnie z poleceniem, wszystkie oszczędności. Niestety, prom, którym usiłuje się przedrzeć przez rzekę, zostaje zaatakowany przez Niemców. Wszyscy giną - w tym rodzina Rachel - ale ona sama cudem się ratuje. W końcu dziewczynie udaje się skontaktować z ruchem oporu. Przypadkiem poznaje też oficera SS Ludwiga Muentze. Dlatego dostaje zadanie przeniknięcia do siedziby Gestapo jako Ellis de Vries. Z roli blondwłosej Maty Hari wywiązuje się świetnie - jest jednak problem. W ruchu oporu jest zdrajca.

W filmie pada zdanie, które dobrze ilustruje wartką fabułę. Adwokat, od którego Rachel odbiera depozyt z dolarami i brylantami mówi: "Rachel, nie powinnaś być taka łatwowierna". Widz też nie może być łatwowierny. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje. Jest śliczna blondyneczka Żydówka, ludzki SS-man, jest zdrajca partyzant, którego tajemnica wyjaśnia się dopiero na końcu, są trupy w trumnach, która ożywają, jest idiotka sekretarka zainteresowana tylko szampanem i pończochami, która ratuje Ellis życie. Nie ma natomiast nudy. Choć postacie wydają się momentami płaskie (sadystyczny gestapowiec Guenter Franken, pobożny członek ruchu oporu), to na plan pierwszy wybija się wspaniała Rachel / Ellis, brawurowo zagrana przez Carice van Houten. Chociaż mało wiemy o jej charakterze, to dzięki temu możemy snuć przypuszczenia - czemu z taką łatwością zgodziła się uwieść esesmana? Czy nie dlatego, że tęskni za kabaretową przeszłością? A jednak to, co wiemy o Ellis, pozwala zrozumieć, dlaczego naraża się na straszne poniżenie w obozie dla zdrajców i kolaborantów i dlaczego z odebranymi zdrajcy pieniędzmi postąpi tak, a nie inaczej.

Z przeszłością zresztą w tym filmie, wydaje się, jest problem. Ellis zakochała się bowiem w Ludwigu. Gdy na koniec widzimy ją nad jeziorem, musimy zadać sobie pytanie: czy teraz Rachel jest szczęśliwsza niż w czasach koszmaru wojny?

"Czarna księga" ("Zwartboek"), reż. Paul Verhoeven, Holandia, Niemcy, Belgia, Wielka Brytania 2006

sobota, 24 lipca 2010

Nigdy więcej "Wprost"




Karta etyczna polskich mediów


Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego, przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:

Zasadą prawdy - co znaczy, że dziennikarze, producenci, wydawcy i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumienne i bez zniekształceń relacjonujące fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania.

Zasadą obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.

Zasadą oddzielania informacji od komentarza - co znaczy, że wypowiedź ma umożliwić odróżnienie faktów od opinii i poglądów.

Zasadą uczciwości - to znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowa działania niezgodnego z przekonaniami.

Zasadą szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw, dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.

Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów i słuchaczy są nadrzędne wobec redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.

Zasadą wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje.

niedziela, 18 lipca 2010

GW krzywdzi gejów!

Załóżmy, że GW i Biedroniowi rzeczywiście chodzi o tolerancję. To po co ta parada pod hasłem "Nie lękajcie się" akurat? Większość ludzi się wkurzy. Nie śledziłam, ale mi doniesiono, że na paradzie pojawiła się tęczowa flaga z kotwicą powstańczą, przez co wkurzyli się akowcy, którzy w swojej większości są ludźmi tolerancyjnymi (przynajmniej ci akowcy, których znam osobiście).
Same postulaty w zasadzie nie budzą mojego osobistego sprzeciwu, bo np. prawo do informacji lekarskiej powinno być oczywiste. Prawo do opieki nad dziećmi zmarłego partnera też nie jest zupełnie głupie, bo pamiętajmy, że jeśli, przykładowo, matka zwiała od chlejącego i bijącego męża z dziećmi i zamieszkała z "ciocią", i np. zginęła w wypadku parę lat później, to sąd ma psi obowiązek rozważyć, czy dzieciom nie będzie lepiej u "cioci", którą znają i lubią, niż u wyrodnego tatusia lub u babci, której w życiu nie widziały na oczy. Ale czy do tego potrzebne są osobne przepisy? Nie znam się, nie jestem prawnikiem, ale ponoć to wszystko w prawie już jest, więc postulaty są spełnione.

Więc o co chodzi? O to, by spokojny gej nie łażący na parady dostał po ryju na osiedlu od idioty ogolonego na łyso?

Czy może o to, by nam wmówić, ze jesteśmy ciemnym zaściankiem? Jeśli tak, to może jednak nie kosztem zdrowia i życia gejów i lesbijek.

Tekst przeklejony z dyskusji na blogpressie

piątek, 16 lipca 2010

Tylko po co, panie Biedroń?

Będzie wesoło. ONR jak zwykle się zetrze z paradą. Nie wiem, kto był takim durniem w stołecznym Ratuszu, że obie demonstracje się spotkają na swoich trasach, ale na głupotę urzędników nie ma lekarstwa.
Za to jest mały promyczek. Otóż – uwaga! Uwaga! – Gazeta Wyborcza opublikowała wywiad z parą gejów z Warszawy, którzy wprost mówią to, co po cichu mówi większość polskich homoseksualistów – że parada jest bez sensu i że nie mają zamiaru na nią pójść. Homoseksualiści – zwłaszcza ze średniego pokolenia pamiętający komunę – nie chadzają na parady także z przyczyn czysto politycznych. No bo co tam robią ludzie z SLD? Nie każdy chce maszerować razem z byłymi członkami PZPR i domagać się adopcji dzieci, tym bardziej, że większość z nich wcale tego nie chce. Postulaty? Równe traktowanie heteroseksualnych konkubinatów i związków homoseksualnych. Ani jedno, ani drugie nie jest małżeństwem, ale konkubinat ma pewne przywileje w prawie, np. wspólną odpowiedzialność finansową przy braniu kredytów, konkubenci mogą się też odwiedzać w szpitalu. Z gejami i lesbijkami bywa różnie, ale to chyba raczej kwestia kulturowa.

To, co jest rzeczywistym problemem w Europie dla homośrodowisk, to dyskryminacja homoseksualistów choćby w Rosji czy na Białorusi, ale nie tylko: na Youtube można sobie obejrzeć jak wygląda parada w Belgradzie. Mam znajomego Białorusina geja, który nie miał wyjścia. Musiał uciekać, aby ratować życie. Opowieści gejów z Moskwy jeżą włos na głowie – tortury to pikuś.

Gdyby Europride była tak naprawdę po prostu imprezą techno jak w Berlinie czy Amsterdamie (niech każdy z uczestników kupi w mieście jedno piwo!) problemu by nie było. Muzyka techno i dance jest powiązana z kulturą queer, ale na Love Parade jest przecież pełno heteroseksualistów.

Polskie organizacje homoseksualne niczego pozytywnego nie osiągną, zapraszając działaczy komunistycznych i reklamując paradę hasłem „Nie lękajcie się”. Wręcz przeciwnie – parada jest swego rodzaju prowokacją, bo chyba tylko o wkurzenie działaczy katolickich i narodowych chodzi. Chcą wojny – proszę bardzo, już jest.

Szkoda tylko, że na działaniach Roberta Biedronia cierpią zwykli ludzie, którzy nie afiszują się tym z kim śpią, nie paradują w lateksowych majtach, ale po takiej paradzie mogą na osiedlu dostać w zęby od podpitego osobnika we flejersie i czaszką wygoloną na łyso.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Upał

O polityce ani słowa. Nie chce mi się. Dość że zawyżyłam poparcie dla Jarosława na Pomorzu Zachodnim, ale i tak się cieszę, bo następne wybory będą należeć do PiS.

Jest za gorąco, by myśleć o facecie z wąsami, który podejrzanie przypomina osobnika rządzącego naszym wschodnim sąsiadem. Będzie o zwierzątkach.

Otóż właśnie przeczytałam o człowieku, który zamknął w Mielnie pieska na okrągłe pięć godzin w samochodzie. Miskę z wodą zostawił, to fakt. Szkoda, że nie pomyślał, że temperatura w samochodzie przy tych upałach może sięgać 70 stopni lub więcej. Oczywiście piesek mimo prób ratowania ze strony przypadkowej kobiety po prostu się ugotował. Rok temu reporter TVN dał się zamknąć w samochodzie na słońcu, oczywiście w asyście lekarzy. Podłączona aparatura monitorowała funkcje organizmu. Po pół godziny potrzebował już pomocy. Teraz sobie wyobraźmy psa, który się przecież nie poci i ma futro... nie ma usprawiedliwienia. Żadnego "przecież ja tylko na chwilkę na zakupy" - tak samo nie zostawiajmy pieska uwiązanego przed sklepem w miejscu, w którym praży słońce. Wziąłeś psa, człowieku, to używaj mózgu.

Co zrobić, by zwierzak przetrwał upał?
1. Woda! Zwierzę też musi dużo pić. Woda ma być lekko chłodna - dziecku też przecież w upał nie damy lodowatej wody, bo angina murowana. Innym zwierzętom też nie dajemy kostek lodu do lizania, bo to się źle skończy, tylko wodę, dużo wody.
2. Mokra bandamka na szyję. Znajoma mówi, że jej psu pomaga.
3. Spryskiwacz z wodą. Psikamy na zwierzaka. Przyjmie z wdzięcznością.
4. Jeśli nie mamy psa, tylko inne zwierzątko (szczura, królika, kanarka, cokolwiek) wynosimy klatkę do najchłodniejszego pomieszczenia w domu. Może być łazienka. Ja Borysa rok temu wynosiłam do przedpokoju, a na wakacjach puszczałam go wolno po północnej części chałupy. Zostawiamy drzwi do łazienki uchylone, by kot czy pies mógł się ochłodzić na kafelkach. Ale trochę wyobraźni - klatka z małym pupilem nie może stać przy wentylatorze czy w przeciągu!
5. Na spacer też raczej wychodzimy po zachodzie słońca. W gorących krajach nikt przy zdrowych zmysłach nie wyłazi o 14 na spacer po słoneczku.
6. Dieta lekkostrawna.

Czyli, ogólnie rzecz biorąc, zasady te same co w przypadku ludzi. A co, jeśli zwierzak się przegrał, zieje, leci mu ślina i jest wyraźnie osłabiony?
1. Natychmiast przenosimy zwierzaka w chłodniejsze miejsce, ale nie radykalnie chłodniejsze, bo można tylko pogorszyć sprawę nagłym spadkiem temperatury.
2. Kładziemy psa na boku z prosto ułożoną szyją, tak, by mógł oddychać bez przeszkód. W razie potrzeby sprawdzamy, czy język nie zatyka gardła.
3. Koniecznie kładziemy mokrą szmatkę na głowie i szyi psa.
4. Delikatnie schładzamy ciało, stopniowo polewając go letnią wodą, od piersi przez brzuch do łap. Żadnego wrzucania do zimnej wody!
5. Zwilżamy wargi wodą. Jeśli jest przytomny i chce pić - niech pije, ale nic na siłę i żadnych leków na własną rękę.
6. Po udzieleniu pierwszej pomocy jedziemy do weterynarza. Przegrzany pies jest wciąż w stanie zagrożenia życia, więc będzie przyjęty poza kolejką. Oczywiście w czasie transportu samochodem pies powinien leżeć na tylnym siedzeniu przy otwartych oknach lub włączonej klimatyzacji.
7. Po powrocie do domu ma mieć spokój, chłodne miejsce i dużo wody. Resztę zaleci weterynarz.

Czyli znowu - jak u ludzi. No i jeszcze jedno. Szczególnie ostrożnie trzeba postępować ze zwierzętami bardzo młodymi i starymi, otyłymi, chorymi, ale także płaskopyskimi jak pekińczyki.
Przecież nie posadzimy babci czy dziecka na słońcu na parę godzin, prawda?

niedziela, 13 czerwca 2010

Kiełkuję!




Dziś, w ramach odpoczynku od polityki, będzie o kulinariach.

Od Wielkanocy nieprzerwanie mam w domu hodowlę kiełków. Teściowie, jako przeciętna polska rodzina, hodowała dotąd rzeżuchę na Wielkanoc i nie wyobrażała sobie, że można hodować rzeżuchę w innym czasie, a żeby hodować coś innego? Niemożliwe! Ponieważ jednak rzeżuchy posiałam bardzo dużo, zjadanie zielonego zajęło dużo więcej czasu niż jedno śniadanie wielkanocne, i tak zostało.
Po co w ogóle są kiełki? Są do wszystkiego. Zjadane na surowo dają bombę witaminowo-mineralną. To jest jak z jajkami: jeśli kurczak w jajku odżywia się zóltkiem, to oznacza, że jest zdrowe i należy je jeść. A poza tym są naprawdę pyszne i łatwe w hodowli. Nie ma sensu kupować paczkowanych kiełów w supermarkecie, skoro mozna je wyhodować dużo taniej w domu!

1. Kupujemy nasiona. W tym celu udajemy się do kwiaciarni lub sklepu ze zdrową żywnością. Paczka nasion rzeżuchy to koszt ok. złotówki. Paczka nasion brokuła to ok. 1,20 zł. Najlepiej od razu kupić zapas 20 różnych torebek, bo hodowla znika w brzuchach domowników w tempie zastraszającym.

2. Zakładamy hodowlę. W tym celu anektujemy niezbyt nasłoneczniony parapet oraz duży talerz, który wykładamy mokrymi ręcznikami kuchennymi bez nadruków, watą lub ligniną. Wysiewamy rzezuchę i podlewamy codziennie. W ten sam sposób można hodować rukolę. Brokuły czy rzodkiewkę hodujemy w słoiku. Wsypujemy do słoika po dzemie paczkę nasion i zalewamy na noc wodą. Na wierzch kładziemy gazę i przymocowujemy gumką. Rano odlewamy wodę, zalewamy jeszcze raz i czekamy, az puszą malutkie korzonki. Wtedy odlewamy wodę i wstawiamy słoik do miski, tak, by słoik był do góry dnem pod kątem ok. 45 stopni - chodzi o to, by nadmiar wody sobie wypływał. Przelewamy wodą mineralną lub przefiltrowaną 2 razy dziennie. Uwaga - słoik po dzemie 300 g to absolutne minimum, nawet jesli się wydaje ze nasionka zajmują zaledwie połowę dna. Sami zobaczycie :)

3. Zjadamy kiełki. Kiełki mozna zjadać na kanapce, posypać nimi ziemniaki zamiast koperkiem, dodawać do mięsa, wmieszać do gulaszu czy sałatki, wrzucić do zupy tuz przed podaniem, a nawet wrzucić do nadzienia pieczeni czy posypać nimi rybę w trakcie pieczenia. Nadają się do wszystkiego (no, moze poza słodyczami!). Oczywiście kazda roślina ma nieco inny smak, np. rzezucha jest lekko pieprzna, rukola ma słodko-pikantny posmak, rzodkiewka jest mocno piekąca i jeśli uzyjemy jej do jakiejś potrawy, nie musimy dodawać ani pieprzu, ani chili. Z kiełków mozna zrobić tez znakomity sos do młodych ziemniaków i spaghetti. Bierzemy garść kiełków, trochę świezej bazylii (ale niekoniencznie, jeśli ktoś nie ma w doniczce), siekamy, wrzucamy do miseczki, podlewamy oliwą z oliwek lub olejem lnianym, doprawiamy mielonym lub świezo utartym imbirem, ewentualnie pieprzem, dorzucamy trochę drobno posiekanego czosnku, mieszamy i wstawiamy do lodówki, by się przegryzło. Można tez - uwaga, proszę pań! - zrobić z rzezuchy świetną płukankę wzmacniającą do włosów (garść rzezuchy gotujemy i taką wodą płuczemy włosy, obwiązujemy ręcznikiem i płuczemy jeszcze raz gdzieś po godzinie juz zwykłą wodą). Mozna tez zrobić maseczkę do twarzy(garść rzezuchy miksujemy dodając, w zalezności od potrzeb skóry, sok z cytryny lub odrobinę oliwy z oliwek i taką papką smarujemy twarz, spłukujemy po 10 minutach). Zresztą samo zjadanie kiełków znakomicie wpływa na stan skóry i włosów (rzezucha ma mnóstwo biosiarki). Kiełki zapobiegają nowotworom, poprawiają trawienie, wzmacniają odporność. Czyli - tańczą, śpiewają i stepują! :)

To co? Kiełkujemy? :)