środa, 28 kwietnia 2010

Precz pójdzie Moskwa




W 1512 roku wielki książę moskiewski Wasyl III rozpoczął wojnę z Polską i Litwą pod pretekstem niewłaściwego traktowania jego siostry Heleny, wdowy po królu Aleksandrze Jagiellończyku. Wasyl liczył, że w wyniku tej wojny osiągnie znaczne zdobycze terytorialne na zachodzie, głównie kosztem słabszej Litwy. Wojna trwała długo. W końcu król Zygmunt wprowadził do walki na wschodzie siły polskie. Ich celem było zdobycie utraconego Smoleńska.

8 września nieopodal miejscowości Orsza, będącej węzłem drogowym Bramy Smoleńskiej, spotkały się armie litewsko-polska i moskiewska. Siłami litewsko-polskimi dowodził książę Konstanty Ostrogski. Miał on do dyspozycji około 26.000 żołnierzy. Litwinom przewodził Jerzy Radziwiłł, Polakom - Janusz Świerczowski. Przewaga liczebna si moskiewskich była znaczna. Czeladin (dowódca moskiewski) miał pod swoją komendą około 80.000 żołnierzy.

Bitwa rozpoczęła się atakiem wojsk moskiewskich na obu flankach. Polski huf czelny przeprowadził szarżę na prawe skrzydło, wspierając broniących się dzielnie Litwinów.
Sytuacja na lewym skrzydle zdawała się być niekorzystna dla Polaków. Były to jednak tylko pozory. Ostrogski demonstrując rzekomy odwrót, wciągnął hufce moskiewskie w pułapkę.

Moskale zostali zdruzgotani atakiem polskiej piechoty, znakomicie wspieranej przez artylerię. Zaczęła się paniczna ucieczka. Uciekający zmieszali szyki postępującym za nimi oddziałom. Doprowadziło to do chaosu w szeregach moskiewskich. Sytuację tą wykorzystały siły polskie i rozbiły lewe skrzydło nieprzyjaciela.

W tym samym czasie, Polacy i Litwini, po zażartej walce, odrzucili prawe skrzydło Rosjan. Sukces był całkowity! Wiele tysięcy Moskali zginęło, a 5000 dostało się do niewoli (w tym dowódca - Czeladin). Straty polsko-litewskie były znacznie mniejsze.

Powodów tego zwycięstwa należy szukać w różnicy uzbrojenia armii polskiej i moskiewskiej (choć nie bez znaczenia jest też rola dobrego dowództwa). Otóż wojsko polskie, a w znacznej mierze i litewskie, nosiło wtedy ciężkie, całkowite zbroje, zakrywające ciało od ciemienia do pięt. Także i korpus konia osłaniały płyty o krawędziach wygiętych na zewnątrz.
Nawet piechurzy dźwigali półpancerze, hełmy i wielkie pawęże. Wojska moskiewskie również dysponowały ciężkim uzbrojeniem, ale dominowały tu oddziały lekkiej jazdy, pozbawionej ciężkiego opancerzenia. Siły te nie mogły się przeciwstawić szarży ciężkozbrojnych polskich jeźdźców.

Sukces ten był jednak niewykorzystany. Konstanty Ostrogski zwyciężył, ale zmarnował potem sporo czasu i dopiero w końcu września stanął pod Smoleńskiem.
Wasyl Szujski zdążył przygotować twierdzę do obrony. Smoleńsk pozostał przy Moskwie, Orsza nie zmieniła ogólnego wyniku kampanii. Nie było to jednak zwycięstwo daremne. Udowodniło ono, iż armia polska i litewska mogą ściśle ze sobą współdziałać i odnosić sukcesy.

Za polskiedzieje.pl

niedziela, 25 kwietnia 2010

Nastroje

Dziś w nocy, gdzieś koło 2, odebrałam telefon od rozwścieczonej koleżanki C. Koleżanka C. zazwyczaj się w nic nie angażuje, na manifestacje nie chodzi, mediów nie śledzi. Tym razem w słuchawce zamiast zwyczajowego "Hejka, jak leci?" usłyszałam (proszę wybaczyć), co następuje:
"Ula! K...a! Jestem wk...wiona! Co te ch...e wyprawiają! K...a, trzeba iść zadymę robić pod URM-em, bo te sk...syny nas oszukują! Pi...leni ruscy agenci!"

Serce rośnie, pomimo ciężkich czasów...

piątek, 23 kwietnia 2010

Lista pytań do premiera

Teoretycznie premier Donald Tusk nie musi odpowiadać na pytania o katastrofę w Smoleńsku. Jako że jednak to on jest premierem i to jemu wiele organów podlega, do niego należy skierować listę pytań, które nieuchronnie cisną się na usta.

1. Dlaczego od razu po rozbiciu się Tupolewa podano, że był to wypadek? W przypadku cywilnego samolotu ZAWSZE jako jedną z hipotez podaje się RÓWNIEŻ zamach. Dokonany przez rosyjskie służby specjalne, Al.-Kaidę czy agentów „maleńkiej wysepki Pikczu-Pikczu” – nieważne.

2. Dlaczego zaraz po katastrofie ABW przeszukała (z włamaniem!) biura Zbigniewa Wassermanna, Aleksandra Szczygły i Janusza Kurtki? Czego szukali? Gdzie jest laptop Szczygły?

3. Dlaczego wszędzie podaje się godzinę 8:56 jako godzinę katastrofy, skoro są podstawy przypuszczać, że NIE JEST to prawdziwa godzina rozbicia się Tupolewa?

4. Dlaczego nikt nie powołał międzynarodowej komisji śledczej? Z reguły, w przypadku wojskowego samolotu, śledztwo podejmują wspólnie kraj macierzysty i kraj, w którym doszło do katastrofy, ewentualnie bierze się pod uwagę kraj producenta maszyny. W tym jednak przypadku mieliśmy do czynienia z głową państwa członkowskiego NATO!

5. Dlaczego Tupolew leciał ok. 50 m. z boku pasa startowego? Co mogło spowodować taki błąd?

6. Czy polskie służby mogły dokładnie monitorować, co właściwie na miejscu robią służby rosyjskie? I czy w ogóle był tam ktokolwiek z Polaków, poza oczywiście montażystą TVP Wiśniewskim?

7. Dlaczego ciała przetransportowano do Moskwy, a nie do Polski?

8. Dlaczego nie było sekcji zwłok?

9. Dlaczego podano najpierw, że samolot zawadził o radiolatarnię, po czym podano, że wcale nie zawadził?

10. Czy ta radiolatarnia w ogóle działała? Czy na lotnisku były jakieś inne, mobilne radiolatarnie?

11. Czy Tupolew miał system TAWS, a jeśli tak, to jak wyglądają mapy Smoleńska?

12. Dlaczego czarne skrzynki bada się w Moskwie?

13. Czy to prawda, co podają na rosyjskich forach, że autor drugiego filmiku (tego ze strzałami) zginął 5 dni po katastrofie w niewyjaśnionych okolicznościach?

14. Czy poznamy PEŁNY zapis z czarnych skrzynek? Czy zostanie podany do publicznej wiadomości?

15. Jak to możliwe, że dziennikarze i gapie mogli sobie swobodnie chodzić po miejscu katastrofy, oglądać, podnosić a nawet (jak twierdzą na rosyjskich forach) zabierać „na pamiątkę” fragmenty samolotu? Jak to możliwe, że zwykły cywil mógł zrobić zdjęcia ciał i wrzucić je na yandex.ru? Jaką mamy gwarancję że nie „zaginął” jakiś ważniejszy fragment niż kawałek blachy?



Niewielu z nas, zwykłych obywateli, ma wiedzę specjalistów. Niemniej okoliczności są tak wyjątkowe, że opinia publiczna ma prawo domagać się CAŁEJ prawdy o katastrofie, katastrofie której zginął Prezydent RP. Śledztwo powinno być jawne, z pełną przejrzystością działań – tak, by nie mnożyły się kolejne teorie spiskowe.

Żądam CAŁEJ prawdy.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Mity i baśnie

"No tak, wy, kaczyści, nigdy tego nie zrozumiecie" - powiedział mi kiedyś kolega z uśmieszkiem politowania - już nawet nie pamiętam w jakiej dyskusji. "Trzeba się dostosować!"

Ale my, kaczyści, jesteśmy niezupełnie z tej epoki, epoki, którą Poeta opisał jako czas "kłamstwa, żelaza i papieru". Chyba wolimy epoki dawniejsze, mityczne, które pamiętamy z dziecięcych snów o bohaterskich czynach, odwadze, prawości i ratowaniu królewien. Epoki, które z tych snów próbowali wydobywać Sienkiewicz, Kraszewski i Tolkien, a nawet Karol May. Bliżej nam do wilka lub orła niż do słonia. Może dlatego tak dobrze rozumiemy tych sąsiadów, którzy musieli stać się wilkami? Odrzucamy kłamstwa, a gdy świat nas nie rozumie, wolimy raczej napisać o tym niż wrzeszczeć na ulicy. Umiemy czytać karty historii i wiemy, ze nie czas na palenie komitetów.

My, kaczyści, wyrośliśmy w domach, w których czytało się wieczorami narodowe epopeje. Choć nauczyliśmy się cenić sceptyków, serca rwały się do hasła "Oto Polska - działaj teraz!". W naszych domach żył mit - wielkiej Solidarności, wielkich Powstań, na pamięć znaliśmy Wyspiańskiego, Mickiewicza, Słowackiego, choć nikt nas do tego nie zmuszał. Nie ma w tym niczego śmiesznego. Od tysięcy lat najpotężniejsi wojownicy, królowie, władcy - umacniali swoje ojczyzny po coś. Po co? Czyżby wierzyli w te niedorzeczne baśni opowiadane przy kominku? A jednak - baśń o potędze musiała ich ukształtować tak, że ich ojczyzny nie miały sobie równych. Dlatego nie możemy się zgodzić, by nasz kraj był ot, zwykłym kartoflem, bo wiemy, ze to nieprawda.

My, kaczyści, uwierzyliśmy w baśnie. Uwierzyliśmy, że możliwa jest Polska silna i licząca się wśród innych krajów. Niekoniecznie chcemy rządzić Europą - nie, nasz mit to mit przyjaźni. Po cóż innego wyciągać rękę do sąsiada, który stał się wilkiem? Uwierzyliśmy, że chcieć - to móc, ze można budować sprawnie i szybko. Wierzymy, że Polska może być krajem wolnym, bezpiecznym, sprawiedliwym. Rozumiemy też dobrze symbole i ich potrzebujemy, by pamiętać. By pamiętały nasze dzieci. Gdy słyszymy, że trzeba odrzucić historię, zapomnieć i wybierać przyszłość – stajemy się bezradni wobec takich argumentów.

My, kaczyści, wiemy, ze aby zdrowo żyć, trzeba pokonać chorobę. Nasi rodzice ze zbyt bliska widzieli, kim byli ich oprawcy. Ze zdumieniem sami patrzyliśmy, jak w wolnej Polsce wyrastały hydry pożerające nasz kraj. A ze rośliśmy wśród smoczych trupów, postanowiliśmy smoki zabić.

My, kaczyści, nie jesteśmy jednakże rycerzami w zbrojach. Nasz romantyzm tli się głęboko i determinuje poczynania, choć nosimy garnitury, szpilki, dżinsy i palimy papierosy, a nawet - od czasu do czasu - lubimy wyskoczyć w plener na piwo. Żyjemy w zgodzie z epoką - na tyle, na ile możemy. Nie umiemy jednak się pogodzić z kłamstwem, obłudą i niesprawiedliwością - dlatego nie potrafimy was zaakceptować. W głębi duszy wciąż słyszymy tętent koni.

Mamy jednak gdzieś, czy uznacie nas za normalnych, bo nie jesteśmy z waszego salonu. Wy możecie się z nas śmiać, pukać się w czoło, nazywać półtrupami, każdy błąd przekuwać w dowód skretynienia. Możecie twierdzić, że jesteśmy mali i brzydcy, tropić nasze zmarszczki. Możecie szydzić z tego, co uda nam się zbudować bądź udawać, że w ogóle tego nie zrobiliśmy. Możecie, paradując w śliwkowych garniturach po Sejmie, wymachiwać nam wibratorem przed oczami. Możecie lekceważąco mówić, jesteśmy wam niepotrzebni. Możecie nam wmawiać, że wolno poświęcać przyjaciół po to, by nie drażnić wroga. Możecie nazywać nas wariatami, durniami, kurduplami, kartoflami – czymkolwiek. Możecie otoczyć nas kłamstwem, żelazem i papierem.

My, kaczyści, jednak wiemy - w mitach zawsze zwycięża dobro.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Bez zapomnienia

"Prezydent mówił tonem przesłuchującego esbeka"

"Jarosław Kaczyński nie jest miłośnikiem zwierząt, ale jednego kota. Co jest dziwactwem. A prezydent nigdy nie dawał żadnych sygnałów swojego zainteresowania losem zwierząt"

"...jakieś kolegium lekarskie się powinno zebrać (...). Należy postawić pytanie, czy Lech Kaczyński jest zdolny do pełnienia funkcji Prezydenta Rzeczypospolitej."

"Prezydent od czasów słynnych „kartofli” ciągle się obraża, cały czas jest „nabzdyczony”, a jego otoczenie ma pretensje, że ktoś go nie docenia"

/-/ Stefan Niesiołowski


"Klasyczny komuch udający prawicowca, „lustrator”, który zahamował lustrację, „zwolennik kary śmierci” który nie złożył nawet projektu jej przywrócenia – to postać mała i obrzydliwa"

/-/ Janusz Korwin-Mikke


"Po prostu jak trochę nie przymierzając Breżniew, którego się wkłada na wrotki, trzyma się z góry niewidzialne linki i się go pokazuje narodowi na lodowisku, że jeszcze jeździ"

"Gdyby było tak, że Jarosław Kaczyński udaje Lecha, który od dawna już nie żyje – tylko po to aby wciąż stwarzać swoje szanse polityczne – to byłby to prawdziwy skandal"

"Skończyliśmy z polityką gila w nosie i zaciskania pięści jaką oni prezentowali. Kaczyńscy są małymi zakompleksionymi ludźmi, którzy nigdy tego nie zrozumieją. Manipulują i oszukują, a my jesteśmy takimi durniami, że dajemy wiarę dwóm durnym bliźniakom"

"I widzę tylko tę jedną: przesłonięcie własnego tchórzostwa. Próbę wymazania kompleksów z młodości - kurdupli, przeganianych na podwórkach Żoliborza przez silniejszych kolegów, kompleksu słabosilnych, którzy respektują twarde zasady wyłącznie wobec słabszych od siebie. A kiedy nie dają sobie rady, chowają się za barykadą kobiecych spódnic lub sięgają po kaczuszkę"

"Ja jestem w skrajny sposób zasmucony. Martwię się o przyszłość mojej ojczyzny. Życzę Polakom i Polsce, żeby Lech Kaczyński jak najszybciej przestał być prezydentem tego kraju, bo każdy dzień jego prezydentury przybliża nas do katastrofy takiej czy innej, wewnętrznej czy zewnętrznej. Oby się to jak najszybciej skończyło"

"Jeżeli zapis tej rozmowy opublikowany w „Dzienniku” jest prawdziwy, to uważam Lecha Kaczyńskiego za chama"

/-/ Janusz Palikot


"Nie idzie o "Irasiada", "Borubara", "Perejro" czy o odwrócony czerwienią do góry narodowy szalik na piłkarskim meczu. To są, przepraszam, pierdoły, potknięcia, które zdarzają się każdemu. Idzie o całą masę przykładów, gdy prezydent pokazywał, że ma diabelne problemy, by wzbić się ponad swe niechęci, urazy i dąsy. A to obrażał się na profesora Bartoszewskiego, a to nie zaprosił Michnika na uroczystości z okazji Marca '68, a to pomstował na (inna sprawa, że czasem słusznie) media"

/-/ Tomasz Lis


"Niestabilność emocjonalna głowy państwa, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych jest dla kraju czymś bardzo niebezpiecznym"

/-/ Jerzy Baczyński


"Prezydent ma problemy psychiczne, nie panuje nad sobą, nie panuje nad tym, co mówi"

/-/ Jacek Żakowski


"Ja proponuję, żeby zmienić termin "głowa państwa" na "woreczek żółciowy państwa"

/-/ Piotr Najsztub


"Jeżeli to był zamach, to powiedziałbym: jaka wizyta, taki zamach, no bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera"

"Prezydent odniósł sukces w Brukseli, bo zdobył krzesło. Jeśli to ma być miarą jego sukcesu, to ja bym się na jego miejscu spalił ze wstydu"

"Szarża szwoleżera miała przynieść prezydentowi zwycięstwo, a przyniosła pudło. Nie można być kowbojem, który z biodra, nie pytając, kto zacz, a dopiero potem pyta, do kogo strzelał"

/-/ Bronisław Komorowski


"Bo tego durnia mamy za prezydenta"

/-/ Lech Wałęsa


"Elektorat PiS to miłośnicy swojskiego kartofla. Kartofel jest nasz, tutejszy, z ziemi naszej zrodzony i w niej osadzony"

/-/ Kinga Dunin


"Gdyby nie Kaczyńscy, nie wróciłbym do polityki. To tak, jakby Tatarzy najechali na nasz kraj. W takiej sytuacji każdy przyzwoity człowiek chwyta za miecz, by pogonić to towarzystwo"

/-/ Włodzimierz Cimoszewicz


"Zgodnie z art. 131 pkt 4 Konstytucji, Zgromadzenie Narodowe musiałoby stwierdzić "trwałą niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia". Może pora zastanowić się nad takim rozwiązaniem? (...) Nie można utracić czegoś, czego się nie posiada. A Lech Kaczyński nigdy takiej zdolności nie posiadał. Prezydentura wyraźnie go przerosła. Bez względu na sprawowaną funkcję, zawsze jest tylko bratem swojego brata"

"Bryluje na poziomie Joli Rutowicz"

"Mały format w połączeniu z manią wielkości. Chorobliwa, obsesyjna podejrzliwość. Nieumiejętność podejmowania decyzji i prowadzenia dialogu. Brak poczucia humoru. Fobie i stany lękowe. Prezydent boi się wszystkiego. Brata, dziennikarzy, Rydzyka, opinii publicznej. To powoduje, że jest stale naburmuszony i obrażony. Lech Kaczyński nie potrafi się odnaleźć w roli prezydenta. Wciąż składa bratu meldunki, ale już nie – jak po wyborze - o wykonaniu zadania, ale o kolejnych porażkach. Ponoszonych na własną prośbę"

"Lech Kobra Kaczyński zahipnotyzował wrogą armię. Moim zdaniem po listopadowej eskapadzie do Gruzji, Lech Kaczyński jest gen. Świerczewskim PiS. Człowiekiem, który się kulom nie kłaniał"

/-/ Joanna Senyszyn


"Można być prezydentem, ale można być też chamem"

/-/ Radosław Sikorski

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Marsz ku czci... - Wrocław

WROCŁAWSKI MARSZ KATYŃSKI – WTOREK 13 KWIETNIA, GODZ. 17.45

Uczcijmy pamięć ofiar Zbrodni Katyńskiej oraz sobotniej tragedii.
Przyjdźmy na Wrocławski Marsz KATYŃSKI, by oddać hołd. Weźmy ze sobą minimum po dwa znicze.
Zbiórka we wtorek 13 kwietnia, godz. 17:45, wyruszamy o godz. 18.00 – Plac Grunwaldzki (Rondo Reagana) pod Pasażem Grunwaldzkim.
Przejście ulicami:
Oś Placu Grunwaldzkiego, Most Grunwaldzki, koło Pomnika Katyńskiego w Parku Słowackiego (zapalamy znicze), ul. Oławska, ul. Kazimierza Wielkiego, ul. Świdnicka i Rynek.

Wrocławianie

sobota, 10 kwietnia 2010

(*)

Nie wiem, co powiedzieć.

Na pokładzie byli ludzie, których znałam.
Stefan Melak, wspaniały człowiek, niespożytej energii, wiecznie w ruchu, pełen zapału... ostatni raz widzieliśmy się 1 września pod rosyjską ambasadą...
Tomasz Merta, człowiek cudowny, który za zabytek dałby się pokroić na plasterki. Warszawa własnie jemu zawdzięcza ocalenie piwnic Pałacu Saskiego, to on ratował pałac Radziwiłłów w Nieświeżu. Mało się o nim i jego cichej, ale tytanicznej pracy mówiło...
Leszek Deptuła, poseł, którego spotkałam ze dwa razy, ogromnie miły, strasznie przesładzał herbatę. Zawsze miał czas dla dziennikarzy...
Wreszcie Maria Kaczyńska, którą miałam zaszczyt spotkać jeszcze w czasie wyborów do warszawskiego Ratusza. Kobieta, na której widok każdy musiał się uśmiechnąć. Wielka dama, a jednocześnie tak kochana, że aż chciałoby się do niej przytulić.

Innych znałam z ekranu telewizora. Anna Walentynowicz, Przemysław Gosiewski, Janusz Kochanowski, ks. Adam Pilch... tylu ich...

Co jest takiego w smoleńskiej ziemi, że jest przeklęta?

środa, 7 kwietnia 2010

Ludzie wiary

"Jezus przyszedł na świat dzięki tej samej mocy, która stworzyła Adama: Zaprawdę, Jezus jest u Boga jak Adam: On stworzył go z prochu, a następnie powiedział do niego: 'Bądź!' - i on jest."
(Koran 3:59)

"Ten, kto zaświadczy że wszelka cześć i chwała należna jest jedynie Bogu Jedynemu, który nie ma sobie podobnych, i że Muhammad jest Jego sługą i wysłannikiem, że Jezus jest sługą Boga i Jego wysłannikiem, oraz Jego słowem którym obdarzył Mariję oraz Duchem przez Niego stworzonym, że Raj jest prawdziwy, i Piekło że jest prawdziwe, Allah przyjmie go do Raju z uczynkami których dokonał, nawet jeżeli było ich niewiele."
(Sahih al-Buchari, 4:644)

Ostatnio pojawiło się w mediach mnóstwo materiałów o tym, że Europę zaleje islam. Że muzułmanie się rozmnażają, a Europejczycy nie. Że muzułmanie się wysadzają i walczą z niewiernymi. I tak dalej.
Gdy byłam całkiem nieduża, mieszkałam z muzułmanami - uciekinierami z Iranu. Nie byli "typowymi muslimami" - kobiety nie chodziły w czadorach, mężczyźni nie chowali granatów pod łózkiem. Normalni ludzie, z ciekawą kuchnią pachnącą kurkumą, dziwnym, szeleszczącym i śpiewnym językiem, z khamsą, czyli Ręką Fatimy jako naszyjnikiem. Zdumieni, że teoretycznie chrześcijańskie dziecko nie chadza do kościoła, prowadzali mnie do jedynego zboru w miasteczku (w Skandynawii do kościołów mało kto chodzi). Nie mieli oczywiście pojęcia, że nie miałam chrztu, ale po prostu nie mieściło im się w głowie, że można nie wierzyć w Boga.
Sąsiad Czeczen, którego często spotykam w windzie, kiedyś mi powiedział, że to jedyna rzecz, której nie rozumie u Europejczyków: braku wiary. Owszem, można wierzyć w cokolwiek, nawet w ufoludki, ale żeby tak całkiem w nic?!
Odnoszę wrażenie, że to jest kluczem do zrozumienia "wojny cywilizacji". Kiedy zapytałam zaprzyjaźnionego Holendra, czy tam u niego w miasteczku jest jakiś kościół do zwiedzenia, bo interesuje mnie sztuka sakralna - wybałuszył oczy. Burdele są, jest coffee shop, ma kumpla, który sobie hoduje krzaki w doniczkach, wiatraki mają i mają targ serowy - ale kościół? (sprawdziłam - mają, bardzo ładny, gotycki, ale zamknięty)

Wojna cywilizacji to wojna, którą Europejczycy sami sobie zgotowali. Nie chodzi o demografię. Chodzi o szacunek do samego siebie.

piątek, 2 kwietnia 2010

Wesołych Świąt!

MAZUREK

1. CIASTO: mąka, 5 żółtek jaj, cukier puder, masło.
Z podanych składników zagnieść gładkie, żółte ciasto i wsadzić do lodówki.

2. KAJMAK: śmietanka, cukier, kieliszek wódki, w której moczyły się rodzynki, masło.
Do rondelka wlać szklankę śmietanki i wsypać szklankę cukru, w razie potrzeby dosypać więcej (ja zawsze robię na oko, sorry!). Gotować na małym ogniu mniej więcej 2 godziny stale mieszając (ma tendencję do kipienia). Gdy masa zmniejszy objętość i nabierze jasnobrązowego koloru, dodać łyżkę cukru sprażonego na suchej patelni, wódkę i łyżkę masła, pogotować jeszcze z 10 minut. Gdy kropla masy wylana na blat zastyga kajmak jest gotowy.

3. Ciastem wylepić dno formy nasmarowanej masłem, można uformować warkocz na brzegu. Ponakłuwać spód widelcem. Piec 20-30 minut w 210 stopniach (może się wybrzuszać, ale i tak opadnie). Gotowe wystudzić. Jak ciasta zostanie - zamrozić, nada się na ciasteczka.

4. Na ostudzone ciasto wylać ciepły kajmak i dekorować rodzynkami, migdałami, wiórkami kokosowymi, kandyzowanym ananasem i co tam jeszcze wyobraźnia podpowie :) resztą kajmaku można polać babę czy biszkopt jak lukrem, albo wymieszać z migdałami lub orzechami i zjeść.

Roboty huk, ale satysfakcja - bezcenna :) Wesołego pieczenia!

czwartek, 1 kwietnia 2010