piątek, 17 września 2010

Nadzieja

Godzina 17. Wchodzę do punktu ksero i zaczynam drukować ulotki. Kserokopiarka wypluwa kolejne arkusze, a pani za kontuarem bierze jedną kopię do ręki i woła:
- O! To w sprawie Zakajewa! Widzę, ze pani ma nożyczki, niech pani chwilę poczeka, przyniosę gilotynę, potniemy razem... a mogę jedną?
Na ulotkach były adresy e-mail Prokuratury Okręgowej, Prokuratury Generalnej i Ministerstwa Sprawiedliwości.

Godzina 18. Stoimy z Rybitzkym i znajomymi z Twittera pod wystawą "Solidarny Wrocław". Jeden z przewodników wyszedł na fajkę, bierze ulotkę i mówi: - Co za sk...yny. Pewnie, ze podam dalej, rozdam następnej grupie. Daj trochę tych ulotek...

Godzina 19, Świdnicka, tradycyjne miejsce pikiet, demonstracji i zadym we Wrocławiu. Starsza pani: - Pani da parę. Rozdam sąsiadom, przeciez nie zyjemy w Rosji, do cholery!

Godzina 20, Rynek. - A co, Zakajew siedzi? Ch... z nim, niech siedzi. Kolega tegoż osobnika: - No co ty, k...a, ruskie go ścigają, a kłamią w zywe oczy! Pani da, podam sąsiadce.

Godzina 22, Rynek. Telefon od znajomej: - Puścili go! Podaję wiadomość przyjaciołom, zaczynamy bić brawo. Ktoś obok: - Puścili...? - Tak! - Wspaniale!


Tak rodzi się nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz