Drogie dzieci, dawno, dawno temu były takie czasy, że żył sobie jeden pan. Wymyślił on, że Polacy są gorsi od innych i dlatego powinni umieć liczyć tylko do dziesięciu i znać alfabet. Reszty przydatnych rzeczy nie powinni umieć - oczywiście z wyjątkiem np. kopania rowów. Ten pan był bardzo zły i wywołał wojnę. Co było dalej, dowiecie się od swoich dziadków.
Tymczasem się okazało, że pomysły tego pana wcale nie umarły śmiercią naturalną. Mieliśmy ostatnio matury, teraz realne stają się problemy z sześciolatkami. Otóż gdy MEN przygotowywało podstawę programową dla przedszkoli i klas pierwszych, to zakładało, że genialna reforma polegająca na posyłaniu do szkół sześciolatków wejdzie w życie. Potem jednak wkurzyli się rodzice i prezydent, więc MEN się z genialnego pomysłu wycofało i ustanowiło okres przejściowy.
Niestety! Skoro jest podstawa programowa, to są też podręczniki i zalecenia ministerstwa. Jeśli więc sześciolatek pójdzie do przedszkola, to się nie nauczy literek. Jeśli pójdzie do szkoły, to też się tego nie nauczy, ani w zerówce, ani w pierwszej klasie.
Należę do tych szczęśliwców, których ominęła nowa matura. Zapewne do dziś bym matury nie miała, bo w tamtych czasach nie diagnozowano dyskalkulii. Reforma edukacji ministra Handke zaowocowała nie tyle zreformowaniem czegokolwiek, ile wprowadzeniem bałaganu i... wygraną SLD. Ci z moich kolegów z klasy, którzy byli pełnoletni, biegli głosować na SLD właśnie - żeby tylko nie zdawać potworka maturalnego. SLD dotrzymało słowa i do dziś uważam, że zatrzymanie reformy było jedyną rozsądną rzeczą zrobioną przez rząd Millera. Dziś efekty pomysłów ministra Handke mamy jak na dłoni. Matura - egzamin dojrzałości!! - polega głównie na zgadywaniu, co autor klucza miał na myśli. Nie autor wiersza. Klucza. W konsekwencji szkoły opuszcza pokolenie, które w toku edukacji uczy się właściwie jednej rzeczy - rozwiązywania testów. Wystarczy posłuchać maturzystów, uczniów. Tylko determinacja ucznia sprawia, że coś wie. Na szczęście życie próżni nie znosi i tych zdeterminowanych jest dużo.
Jak się patrzy na kolejne wyczyny MEN, zwłaszcza pod rządami Katarzyny Hall, można odnieść wrażenie, że to wszystko składa się w jeden cel: wyhodowanie ludzi, którzy są od mechanicznego wypełniania druków. Pamiętajmy, że MEN jakiś czas temu wyrzucało lektury szkolne z list i wprowadzało czytanie fragmentów. A jak jeszcze dołoży się projekt minister Kudryckiej, by wprowadzić płatny drugi kierunek studiów...
Ale nie. Miałam kiedyś styczność z gdańskim środowiskiem proplatformowym. Oni naprawdę wierzą, że to, co robią, jest dobre.
Naprawdę!
czwartek, 18 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz