66. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego
Wrocław 2010r.
Rekonstrukcja łapanki i akcji rozbrojenia oficerów niemieckich oraz, po raz pierwszy we Wrocławiu, atak na powstańczą barykadę z użyciem Goliatha, robota - miny, która zdobyła tragiczną sławę w walkach w Warszawie – 1 sierpnia we Wrocławiu przy ul. Świdnickiej odbędą się obchody 66. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Podczas rekonstrukcji użyte zostaną syreny, broń hukowa, a także świece dymne.
Ale to nie jedyne atrakcje przygotowane przez organizatorów.
Z barykady o swoich losach opowiedzą uczestnicy Powstania, dziś wrocławianie: Zofia Dillenius „Jodła” oraz Zdzisław Jezierski „Zdzich", a z koncertem „Dzieci powstańczej Warszawy” wystąpi młodzież z wrocławskich domów kultury. Będzie też możliwość wspólnego śpiewania „zakazanych piosenek”, zaś na godz. 18.00 wszystkich chętni będą mogli wziąć udział w Mszy św. w intencji poległych Powstańców w Kościele Garnizonowym.
Organizatorem obchodów jest stowarzyszenie Inicjatywa Historyczna we współpracy z Inicjatywą Obywatelską „Tak dla Pileckiego”, Stowarzyszeniem „Tak dla Wrocławia”, Grupą Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau oraz MDK-Śródmieście.
Informacji udziela: Dominika Arendt-Wittchen Tel. 500 290 640
PROGRAM:
31 07 2010 (sobota)
Rozwieszenie siatki wielkoformatowej z powstańczym motywem (10/20 m) na budynku WBK Bank Zachodni S.A - Wrocław - Rynek.
01.08.2009 (niedziela)
Rynek / ul. Świdnicka (koło poczty)
Od 13.00 Rozpoczęcie budowy powstańczej barykady
Grupa Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau. W tym roku atrakcją „barykady” będzie wierna kopia „Goliata”. Grupa Rekonstrukcji Historycznej Festung Breslau w przebraniu Powstańców rozdawać będzie „Biuletyn Powstańczy” informujący o rocznicy Powstania
16:00 – cykl rekonstrukcji historycznych z lektorem
17.00 – Godzina „W” – „Zatrzymaj się”
17.05 - Wspomnienia weteranów Powstańców Warszawskich
17.15 - Koncert „Dzieci powstańczej Warszawy”
Grupa Piosenki Literackiej Im Presja (z MDK Śródmieście) i młodzież ze Studia Piosenki Klubu Garnizonowego II WOG-u. Młodzi wykonawcy zaprezentują program teatralno-muzyczny złożony z piosenek powstańczych oraz o Powstaniu Warszawskim. Spektakl wyreżyserowała Halina Bednarek, a muzycznie opracował Marcin Klarman.
Wspólne śpiewanie „zakazanych piosenek”
18.00 – Msza Święta w intencji poległych Powstańców
Bazylika Mniejsza pw. św. Elżbiety ( Kościół Garnizonowy)
20.00. Rozbieranie barykady
INFORMACJE DODATKOWE:
Koncert „Dzieci z powstańczej Warszawy”
Tegoroczny koncert będzie miał charakter bardziej refleksyjny. W piosenkach ukazane zostaną obrazki bohaterskich dzieci, które zginęły w obronie stolicy. W konkluzji ks. Jana Twardowskiego, zawartej w utworze pt. „Piosenka o powstaniu”, młodzi dokonają próby oceny powstania, starając się spojrzeć na nie z perspektywy współczesnego człowieka.
Młodzi wykonawcy: Barbara Tekieli, Aleksandra Krupa, Katarzyna Łęcka, Wojciech Makowski, Filip Małek, Michał Bryl i Marika Klarman, to osoby śpiewające od wielu lat pod opieką Haliny Bednarek, Krzysztofa Słupianka i Marcina Klarmana, mające na swoim koncie sukcesy na festiwalach piosenki literackiej i artystycznej, takich jak: „Pamiętajmy o Osieckiej” – konkurs na interpretację piosenek Agnieszki Osieckiej, Olsztyńskie Spotkania Zamkowe „Śpiewajmy poezję” czy Studencki Festiwal Piosenki Krakowie.
piątek, 30 lipca 2010
niedziela, 25 lipca 2010
Notatnik filmowy: Czarna księga
Po koszmarnej "Walkirii" z Tomem Cruisem niechętnie oglądam filmy o II wojnie. Tym razem przyciągnęło mnie nazwisko reżysera i fakt, że przy "Czarnej księdze" pracowali zaprzyjaźnieni scenografka i rekonstruktor historyczny, którego zadaniem było pouczanie statystów, jak się nosi mundur...
Obraz Paula Verhoevena, reżysera "Nagiego instynktu" i "Pamięci absolutnej" jest na tyle przyzwoitym filmem, że warto go obejrzeć. Nie ma w nim nic z pompatyczności wspomnianej "Walkirii" ani dziwaczności "Bękartów wojny" - jest historia młodej Żydówki, która ukrywa się gdzieś na holenderskiej prowincji. Rachel została przygarnięta przez pobożną rodzinę, która za punkt honoru obrała sobie zrobienie z niej wzorowej chrześcijanki, co niezbyt się udaje - Rachel przed wojną była piosenkarką kabaretową i skromnisią nie ma zamiaru być. Pewnego dnia dom jej dobroczyńców zostaje zbombardowany, a ona uszedłwszy z życiem musi uciekać. Odnajduje ją policjant, który proponuje jej ucieczkę Belgii. Rachel zabiera, zgodnie z poleceniem, wszystkie oszczędności. Niestety, prom, którym usiłuje się przedrzeć przez rzekę, zostaje zaatakowany przez Niemców. Wszyscy giną - w tym rodzina Rachel - ale ona sama cudem się ratuje. W końcu dziewczynie udaje się skontaktować z ruchem oporu. Przypadkiem poznaje też oficera SS Ludwiga Muentze. Dlatego dostaje zadanie przeniknięcia do siedziby Gestapo jako Ellis de Vries. Z roli blondwłosej Maty Hari wywiązuje się świetnie - jest jednak problem. W ruchu oporu jest zdrajca.
W filmie pada zdanie, które dobrze ilustruje wartką fabułę. Adwokat, od którego Rachel odbiera depozyt z dolarami i brylantami mówi: "Rachel, nie powinnaś być taka łatwowierna". Widz też nie może być łatwowierny. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje. Jest śliczna blondyneczka Żydówka, ludzki SS-man, jest zdrajca partyzant, którego tajemnica wyjaśnia się dopiero na końcu, są trupy w trumnach, która ożywają, jest idiotka sekretarka zainteresowana tylko szampanem i pończochami, która ratuje Ellis życie. Nie ma natomiast nudy. Choć postacie wydają się momentami płaskie (sadystyczny gestapowiec Guenter Franken, pobożny członek ruchu oporu), to na plan pierwszy wybija się wspaniała Rachel / Ellis, brawurowo zagrana przez Carice van Houten. Chociaż mało wiemy o jej charakterze, to dzięki temu możemy snuć przypuszczenia - czemu z taką łatwością zgodziła się uwieść esesmana? Czy nie dlatego, że tęskni za kabaretową przeszłością? A jednak to, co wiemy o Ellis, pozwala zrozumieć, dlaczego naraża się na straszne poniżenie w obozie dla zdrajców i kolaborantów i dlaczego z odebranymi zdrajcy pieniędzmi postąpi tak, a nie inaczej.
Z przeszłością zresztą w tym filmie, wydaje się, jest problem. Ellis zakochała się bowiem w Ludwigu. Gdy na koniec widzimy ją nad jeziorem, musimy zadać sobie pytanie: czy teraz Rachel jest szczęśliwsza niż w czasach koszmaru wojny?
"Czarna księga" ("Zwartboek"), reż. Paul Verhoeven, Holandia, Niemcy, Belgia, Wielka Brytania 2006
sobota, 24 lipca 2010
Nigdy więcej "Wprost"
Karta etyczna polskich mediów
Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego, przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:
Zasadą prawdy - co znaczy, że dziennikarze, producenci, wydawcy i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumienne i bez zniekształceń relacjonujące fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania.
Zasadą obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.
Zasadą oddzielania informacji od komentarza - co znaczy, że wypowiedź ma umożliwić odróżnienie faktów od opinii i poglądów.
Zasadą uczciwości - to znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowa działania niezgodnego z przekonaniami.
Zasadą szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw, dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.
Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów i słuchaczy są nadrzędne wobec redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.
Zasadą wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje.
Etykiety:
katastrofa w smoleńsku,
lech kaczyński,
media,
tomasz lis,
wprost
niedziela, 18 lipca 2010
GW krzywdzi gejów!
Załóżmy, że GW i Biedroniowi rzeczywiście chodzi o tolerancję. To po co ta parada pod hasłem "Nie lękajcie się" akurat? Większość ludzi się wkurzy. Nie śledziłam, ale mi doniesiono, że na paradzie pojawiła się tęczowa flaga z kotwicą powstańczą, przez co wkurzyli się akowcy, którzy w swojej większości są ludźmi tolerancyjnymi (przynajmniej ci akowcy, których znam osobiście).
Same postulaty w zasadzie nie budzą mojego osobistego sprzeciwu, bo np. prawo do informacji lekarskiej powinno być oczywiste. Prawo do opieki nad dziećmi zmarłego partnera też nie jest zupełnie głupie, bo pamiętajmy, że jeśli, przykładowo, matka zwiała od chlejącego i bijącego męża z dziećmi i zamieszkała z "ciocią", i np. zginęła w wypadku parę lat później, to sąd ma psi obowiązek rozważyć, czy dzieciom nie będzie lepiej u "cioci", którą znają i lubią, niż u wyrodnego tatusia lub u babci, której w życiu nie widziały na oczy. Ale czy do tego potrzebne są osobne przepisy? Nie znam się, nie jestem prawnikiem, ale ponoć to wszystko w prawie już jest, więc postulaty są spełnione.
Więc o co chodzi? O to, by spokojny gej nie łażący na parady dostał po ryju na osiedlu od idioty ogolonego na łyso?
Czy może o to, by nam wmówić, ze jesteśmy ciemnym zaściankiem? Jeśli tak, to może jednak nie kosztem zdrowia i życia gejów i lesbijek.
Tekst przeklejony z dyskusji na blogpressie
Same postulaty w zasadzie nie budzą mojego osobistego sprzeciwu, bo np. prawo do informacji lekarskiej powinno być oczywiste. Prawo do opieki nad dziećmi zmarłego partnera też nie jest zupełnie głupie, bo pamiętajmy, że jeśli, przykładowo, matka zwiała od chlejącego i bijącego męża z dziećmi i zamieszkała z "ciocią", i np. zginęła w wypadku parę lat później, to sąd ma psi obowiązek rozważyć, czy dzieciom nie będzie lepiej u "cioci", którą znają i lubią, niż u wyrodnego tatusia lub u babci, której w życiu nie widziały na oczy. Ale czy do tego potrzebne są osobne przepisy? Nie znam się, nie jestem prawnikiem, ale ponoć to wszystko w prawie już jest, więc postulaty są spełnione.
Więc o co chodzi? O to, by spokojny gej nie łażący na parady dostał po ryju na osiedlu od idioty ogolonego na łyso?
Czy może o to, by nam wmówić, ze jesteśmy ciemnym zaściankiem? Jeśli tak, to może jednak nie kosztem zdrowia i życia gejów i lesbijek.
Tekst przeklejony z dyskusji na blogpressie
piątek, 16 lipca 2010
Tylko po co, panie Biedroń?
Będzie wesoło. ONR jak zwykle się zetrze z paradą. Nie wiem, kto był takim durniem w stołecznym Ratuszu, że obie demonstracje się spotkają na swoich trasach, ale na głupotę urzędników nie ma lekarstwa.
Za to jest mały promyczek. Otóż – uwaga! Uwaga! – Gazeta Wyborcza opublikowała wywiad z parą gejów z Warszawy, którzy wprost mówią to, co po cichu mówi większość polskich homoseksualistów – że parada jest bez sensu i że nie mają zamiaru na nią pójść. Homoseksualiści – zwłaszcza ze średniego pokolenia pamiętający komunę – nie chadzają na parady także z przyczyn czysto politycznych. No bo co tam robią ludzie z SLD? Nie każdy chce maszerować razem z byłymi członkami PZPR i domagać się adopcji dzieci, tym bardziej, że większość z nich wcale tego nie chce. Postulaty? Równe traktowanie heteroseksualnych konkubinatów i związków homoseksualnych. Ani jedno, ani drugie nie jest małżeństwem, ale konkubinat ma pewne przywileje w prawie, np. wspólną odpowiedzialność finansową przy braniu kredytów, konkubenci mogą się też odwiedzać w szpitalu. Z gejami i lesbijkami bywa różnie, ale to chyba raczej kwestia kulturowa.
To, co jest rzeczywistym problemem w Europie dla homośrodowisk, to dyskryminacja homoseksualistów choćby w Rosji czy na Białorusi, ale nie tylko: na Youtube można sobie obejrzeć jak wygląda parada w Belgradzie. Mam znajomego Białorusina geja, który nie miał wyjścia. Musiał uciekać, aby ratować życie. Opowieści gejów z Moskwy jeżą włos na głowie – tortury to pikuś.
Gdyby Europride była tak naprawdę po prostu imprezą techno jak w Berlinie czy Amsterdamie (niech każdy z uczestników kupi w mieście jedno piwo!) problemu by nie było. Muzyka techno i dance jest powiązana z kulturą queer, ale na Love Parade jest przecież pełno heteroseksualistów.
Polskie organizacje homoseksualne niczego pozytywnego nie osiągną, zapraszając działaczy komunistycznych i reklamując paradę hasłem „Nie lękajcie się”. Wręcz przeciwnie – parada jest swego rodzaju prowokacją, bo chyba tylko o wkurzenie działaczy katolickich i narodowych chodzi. Chcą wojny – proszę bardzo, już jest.
Szkoda tylko, że na działaniach Roberta Biedronia cierpią zwykli ludzie, którzy nie afiszują się tym z kim śpią, nie paradują w lateksowych majtach, ale po takiej paradzie mogą na osiedlu dostać w zęby od podpitego osobnika we flejersie i czaszką wygoloną na łyso.
Za to jest mały promyczek. Otóż – uwaga! Uwaga! – Gazeta Wyborcza opublikowała wywiad z parą gejów z Warszawy, którzy wprost mówią to, co po cichu mówi większość polskich homoseksualistów – że parada jest bez sensu i że nie mają zamiaru na nią pójść. Homoseksualiści – zwłaszcza ze średniego pokolenia pamiętający komunę – nie chadzają na parady także z przyczyn czysto politycznych. No bo co tam robią ludzie z SLD? Nie każdy chce maszerować razem z byłymi członkami PZPR i domagać się adopcji dzieci, tym bardziej, że większość z nich wcale tego nie chce. Postulaty? Równe traktowanie heteroseksualnych konkubinatów i związków homoseksualnych. Ani jedno, ani drugie nie jest małżeństwem, ale konkubinat ma pewne przywileje w prawie, np. wspólną odpowiedzialność finansową przy braniu kredytów, konkubenci mogą się też odwiedzać w szpitalu. Z gejami i lesbijkami bywa różnie, ale to chyba raczej kwestia kulturowa.
To, co jest rzeczywistym problemem w Europie dla homośrodowisk, to dyskryminacja homoseksualistów choćby w Rosji czy na Białorusi, ale nie tylko: na Youtube można sobie obejrzeć jak wygląda parada w Belgradzie. Mam znajomego Białorusina geja, który nie miał wyjścia. Musiał uciekać, aby ratować życie. Opowieści gejów z Moskwy jeżą włos na głowie – tortury to pikuś.
Gdyby Europride była tak naprawdę po prostu imprezą techno jak w Berlinie czy Amsterdamie (niech każdy z uczestników kupi w mieście jedno piwo!) problemu by nie było. Muzyka techno i dance jest powiązana z kulturą queer, ale na Love Parade jest przecież pełno heteroseksualistów.
Polskie organizacje homoseksualne niczego pozytywnego nie osiągną, zapraszając działaczy komunistycznych i reklamując paradę hasłem „Nie lękajcie się”. Wręcz przeciwnie – parada jest swego rodzaju prowokacją, bo chyba tylko o wkurzenie działaczy katolickich i narodowych chodzi. Chcą wojny – proszę bardzo, już jest.
Szkoda tylko, że na działaniach Roberta Biedronia cierpią zwykli ludzie, którzy nie afiszują się tym z kim śpią, nie paradują w lateksowych majtach, ale po takiej paradzie mogą na osiedlu dostać w zęby od podpitego osobnika we flejersie i czaszką wygoloną na łyso.
poniedziałek, 12 lipca 2010
Upał
O polityce ani słowa. Nie chce mi się. Dość że zawyżyłam poparcie dla Jarosława na Pomorzu Zachodnim, ale i tak się cieszę, bo następne wybory będą należeć do PiS.
Jest za gorąco, by myśleć o facecie z wąsami, który podejrzanie przypomina osobnika rządzącego naszym wschodnim sąsiadem. Będzie o zwierzątkach.
Otóż właśnie przeczytałam o człowieku, który zamknął w Mielnie pieska na okrągłe pięć godzin w samochodzie. Miskę z wodą zostawił, to fakt. Szkoda, że nie pomyślał, że temperatura w samochodzie przy tych upałach może sięgać 70 stopni lub więcej. Oczywiście piesek mimo prób ratowania ze strony przypadkowej kobiety po prostu się ugotował. Rok temu reporter TVN dał się zamknąć w samochodzie na słońcu, oczywiście w asyście lekarzy. Podłączona aparatura monitorowała funkcje organizmu. Po pół godziny potrzebował już pomocy. Teraz sobie wyobraźmy psa, który się przecież nie poci i ma futro... nie ma usprawiedliwienia. Żadnego "przecież ja tylko na chwilkę na zakupy" - tak samo nie zostawiajmy pieska uwiązanego przed sklepem w miejscu, w którym praży słońce. Wziąłeś psa, człowieku, to używaj mózgu.
Co zrobić, by zwierzak przetrwał upał?
1. Woda! Zwierzę też musi dużo pić. Woda ma być lekko chłodna - dziecku też przecież w upał nie damy lodowatej wody, bo angina murowana. Innym zwierzętom też nie dajemy kostek lodu do lizania, bo to się źle skończy, tylko wodę, dużo wody.
2. Mokra bandamka na szyję. Znajoma mówi, że jej psu pomaga.
3. Spryskiwacz z wodą. Psikamy na zwierzaka. Przyjmie z wdzięcznością.
4. Jeśli nie mamy psa, tylko inne zwierzątko (szczura, królika, kanarka, cokolwiek) wynosimy klatkę do najchłodniejszego pomieszczenia w domu. Może być łazienka. Ja Borysa rok temu wynosiłam do przedpokoju, a na wakacjach puszczałam go wolno po północnej części chałupy. Zostawiamy drzwi do łazienki uchylone, by kot czy pies mógł się ochłodzić na kafelkach. Ale trochę wyobraźni - klatka z małym pupilem nie może stać przy wentylatorze czy w przeciągu!
5. Na spacer też raczej wychodzimy po zachodzie słońca. W gorących krajach nikt przy zdrowych zmysłach nie wyłazi o 14 na spacer po słoneczku.
6. Dieta lekkostrawna.
Czyli, ogólnie rzecz biorąc, zasady te same co w przypadku ludzi. A co, jeśli zwierzak się przegrał, zieje, leci mu ślina i jest wyraźnie osłabiony?
1. Natychmiast przenosimy zwierzaka w chłodniejsze miejsce, ale nie radykalnie chłodniejsze, bo można tylko pogorszyć sprawę nagłym spadkiem temperatury.
2. Kładziemy psa na boku z prosto ułożoną szyją, tak, by mógł oddychać bez przeszkód. W razie potrzeby sprawdzamy, czy język nie zatyka gardła.
3. Koniecznie kładziemy mokrą szmatkę na głowie i szyi psa.
4. Delikatnie schładzamy ciało, stopniowo polewając go letnią wodą, od piersi przez brzuch do łap. Żadnego wrzucania do zimnej wody!
5. Zwilżamy wargi wodą. Jeśli jest przytomny i chce pić - niech pije, ale nic na siłę i żadnych leków na własną rękę.
6. Po udzieleniu pierwszej pomocy jedziemy do weterynarza. Przegrzany pies jest wciąż w stanie zagrożenia życia, więc będzie przyjęty poza kolejką. Oczywiście w czasie transportu samochodem pies powinien leżeć na tylnym siedzeniu przy otwartych oknach lub włączonej klimatyzacji.
7. Po powrocie do domu ma mieć spokój, chłodne miejsce i dużo wody. Resztę zaleci weterynarz.
Czyli znowu - jak u ludzi. No i jeszcze jedno. Szczególnie ostrożnie trzeba postępować ze zwierzętami bardzo młodymi i starymi, otyłymi, chorymi, ale także płaskopyskimi jak pekińczyki.
Przecież nie posadzimy babci czy dziecka na słońcu na parę godzin, prawda?
Jest za gorąco, by myśleć o facecie z wąsami, który podejrzanie przypomina osobnika rządzącego naszym wschodnim sąsiadem. Będzie o zwierzątkach.
Otóż właśnie przeczytałam o człowieku, który zamknął w Mielnie pieska na okrągłe pięć godzin w samochodzie. Miskę z wodą zostawił, to fakt. Szkoda, że nie pomyślał, że temperatura w samochodzie przy tych upałach może sięgać 70 stopni lub więcej. Oczywiście piesek mimo prób ratowania ze strony przypadkowej kobiety po prostu się ugotował. Rok temu reporter TVN dał się zamknąć w samochodzie na słońcu, oczywiście w asyście lekarzy. Podłączona aparatura monitorowała funkcje organizmu. Po pół godziny potrzebował już pomocy. Teraz sobie wyobraźmy psa, który się przecież nie poci i ma futro... nie ma usprawiedliwienia. Żadnego "przecież ja tylko na chwilkę na zakupy" - tak samo nie zostawiajmy pieska uwiązanego przed sklepem w miejscu, w którym praży słońce. Wziąłeś psa, człowieku, to używaj mózgu.
Co zrobić, by zwierzak przetrwał upał?
1. Woda! Zwierzę też musi dużo pić. Woda ma być lekko chłodna - dziecku też przecież w upał nie damy lodowatej wody, bo angina murowana. Innym zwierzętom też nie dajemy kostek lodu do lizania, bo to się źle skończy, tylko wodę, dużo wody.
2. Mokra bandamka na szyję. Znajoma mówi, że jej psu pomaga.
3. Spryskiwacz z wodą. Psikamy na zwierzaka. Przyjmie z wdzięcznością.
4. Jeśli nie mamy psa, tylko inne zwierzątko (szczura, królika, kanarka, cokolwiek) wynosimy klatkę do najchłodniejszego pomieszczenia w domu. Może być łazienka. Ja Borysa rok temu wynosiłam do przedpokoju, a na wakacjach puszczałam go wolno po północnej części chałupy. Zostawiamy drzwi do łazienki uchylone, by kot czy pies mógł się ochłodzić na kafelkach. Ale trochę wyobraźni - klatka z małym pupilem nie może stać przy wentylatorze czy w przeciągu!
5. Na spacer też raczej wychodzimy po zachodzie słońca. W gorących krajach nikt przy zdrowych zmysłach nie wyłazi o 14 na spacer po słoneczku.
6. Dieta lekkostrawna.
Czyli, ogólnie rzecz biorąc, zasady te same co w przypadku ludzi. A co, jeśli zwierzak się przegrał, zieje, leci mu ślina i jest wyraźnie osłabiony?
1. Natychmiast przenosimy zwierzaka w chłodniejsze miejsce, ale nie radykalnie chłodniejsze, bo można tylko pogorszyć sprawę nagłym spadkiem temperatury.
2. Kładziemy psa na boku z prosto ułożoną szyją, tak, by mógł oddychać bez przeszkód. W razie potrzeby sprawdzamy, czy język nie zatyka gardła.
3. Koniecznie kładziemy mokrą szmatkę na głowie i szyi psa.
4. Delikatnie schładzamy ciało, stopniowo polewając go letnią wodą, od piersi przez brzuch do łap. Żadnego wrzucania do zimnej wody!
5. Zwilżamy wargi wodą. Jeśli jest przytomny i chce pić - niech pije, ale nic na siłę i żadnych leków na własną rękę.
6. Po udzieleniu pierwszej pomocy jedziemy do weterynarza. Przegrzany pies jest wciąż w stanie zagrożenia życia, więc będzie przyjęty poza kolejką. Oczywiście w czasie transportu samochodem pies powinien leżeć na tylnym siedzeniu przy otwartych oknach lub włączonej klimatyzacji.
7. Po powrocie do domu ma mieć spokój, chłodne miejsce i dużo wody. Resztę zaleci weterynarz.
Czyli znowu - jak u ludzi. No i jeszcze jedno. Szczególnie ostrożnie trzeba postępować ze zwierzętami bardzo młodymi i starymi, otyłymi, chorymi, ale także płaskopyskimi jak pekińczyki.
Przecież nie posadzimy babci czy dziecka na słońcu na parę godzin, prawda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)