"Pokaż cycki", "Precz z krzyżami, na stos z moherami", "Wyp...ać", "Spalić krzyz" etc. Przeciwnikom krzyza najwyraźniej zabrakło pomysłów. Krzyczeli to samo, co przez ostatnie kilka tygodni (bo to nie zaczęło się 3 sierpnia, informuję). Inwencja, doprawdy, zadziwająca.
OK, będę teraz smędzić jak stara ciotka, ale w porównaniu z dzieciakami pijącymi piwo na Krakowskim jestem w wieku ciotkowym. Przynajmniej dla nich. Wyjątkiem może jest pan, który dzielnie dzierzy transparent "Jarosławie Kaczyński opamiętaj się", ten sam pan, który szantażował senatora Piesiewicza. próbuję zrozumieć, po co oni w ogóle tam przychodzą wieczorami. Bo po co stoją ludem - to oczywiste, oczywiste od jakiś 2 tysięcy lat, więc tłumaczyć nie potrzeba. Ale ci? Spora część z nich skanduje od czasu do czasu "Bronek, Bronek", i, zapewne, sporo z nich na Pana Prezydenta zagłosowało. Część, i to podejrzewam większa, nie głosowało wcale, bo pamiętajmy, ze gdy dziś człowieka na ulicy o preferencje polityczne najczęściej usłyszymy: "Yyyyy..., nie znam się na polityce". Rafał Ziemkiewicz tych oraz tych niezorientowanych, którzy daliby odpowiedź: "Yyyyy..., na Bronka głosowałem, bo to fajny facet" nazwał lemingami - słusznie, bo lemingi specjalnie inteligentne nie są. Oczywiście, nikt nie ma obowiązku interesować się polityką, szkoda, że jednocześnie nie interesuje się własnym tyłkiem.
Jest jednak w tych obrazkach spod Pałacu coś znacznie bardziej niepokojącego. To coś, o czym mówiono już od dawna, ale niezbyt głośno. Ci młodzi ludzie, tak zwani "młodzi, wykształceni z wielkich miast" mają po 20-25 lat. Ich rodzicami są dzisiejsi 40-50-latkowie. Ich rodzice świetnie pamiętają PRL w jego schyłkowej fazie, pamiętają Solidarność, stan wojenny, gazowanie i pałowanie. Duża część z nich chodziła na manifestacje, kolportowała podziemne ulotki, aktywnie obalała zbrodniczy system. System, który walczyl z krzyzami - i walczył z człowiekiem.
Czy nie powinno zastanawiać, co się stało z dziećmi tych ludzi? Przeciez walcząc z komuną wyznawali jakieś wartości, nawet jeśli chodzili na zadymy tylko po to, by spuścić manto milicji. Nie pamiętam PRL, ale pamiętam lata '90, kiedy Polacy zachłystywali się wolnością, zachodnimi markami, zakładali biznesy, paradowali w zielonych garniturach lub szpanowali skajowymi kurtkami. Potem były nocne zmiany, wojny na górze, władza postkomunistów. I ogólne zniechęcenie. Coś wtedy musiało się stać, wtedy, gdy ci młodzi, wykształceni z wielkich miast byli dziećmi.
Ci właśnie młodzi dziś szukają mocnych wrazeń, takich, jakie im towarzyszyły przy pierwszym pokątnie wypalonym papierosie czy wypitym piwie. Wrazeń, które dają uczucie euforii, haju, które pozwalają sprawdzić, na ile mozna sobie pozwolić na przekroczenie granic. Jak w dzieciństwie, gdy dziecko sprawdza rodzica, czy ten umie być stanowczy i czy nadal ma autorytet.
W każdym społeczeństwie i kręgu kulturowym jest jakieś tabu. W jednych są to święte drzewa, w innych święte góry, w innych bogowie, w innych kobiece ciało, w naszym - świętość krzyza, a w Polsce dodatkowo świętość Jana Pawła II. To tabu - a kazdy kulturoznawca powie, ze tabu jest potrzebne społeczności do trwania - właśnie zaczęło się chwiać, i to przy wydatnej pomocy ze strony władz i bierności Kościoła. Następne tabu, czyli Jan Paweł II, może upaść w chwili, gdy upadnie tabu krzyża. To kwestia czasu.
Czas na ukształtowanie młodych, wykształconych minął. Straciliśmy czas.
A przecież są inni, młodzi, wykształceni. Ci, którzy organizują koncerty Solidarnych z Białorusią, ci, którzy protestowali przeciwko prześladowaniom Tybetańczyków, ci, którzy zgłaszają się na wolontariuszy w Muzeum Powstania Warszawskiego, ci, którzy chcą robić coś pozytywnego, a którym - jak Solidarnym - władza kłądzie ostatnio kłody pod nogi. Ale im wciąż się chce.
W nich nadzieja.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz